Santa Montefiore podbiła moje serce powieścią Spotkamy się pod drzewem ombu do tego stopnia, że cały listopad postanowiłam poświęcić na przeczytanie wszystkich jej książek. Nie robię tego w porządku chronologicznym, lecz losowo. W ten oto sposób drugą z kolei była Cygańska Madonna. Może to przez zestawienie z poprzedniczką i tym samym wysokie oczekiwania jakie żywiłam wobec niej spowodowały mój zawód i niezliczony ciąg porównań. To co drażniło mnie w historii Mischy to odrealnione dialogi prowadzone między sześciolatkiem a jego jedyną przyjaciółka zbuntowana dziewczynką imieniem Claudine. Fragmenty rozmów tych dwojga były identyczne gdy mieli kilka i kilkanaście lat. Kilka razy wybuchnęłam śmiechem po zapoznaniu się z wywodami małej Francuzki, której przemyśleń nie powstydziłaby się dojrzała kobieta. Pochwalę za to pomysł na historię i przyznam, że gdybym odwróciła kolejności i Cygańska Madonna trafiła w moje ręce przed Spotkamy się... mniej było w mojej recenzji uszczypliwości, a więcej uznania dla kunsztu autorki. Zdecydowanie polecam także jej następna powieść Morze utraconej miłości z tym, że co zauważyłam warto zachować kolejność ponieważ Montefiore łączy swoje historie postacią jednego z bohaterów.