Jestem, jak chyba większość facetów, zagorzałym fanem kryminałów. Tych dobrych, z rozbudowaną fabułą, wciągających do mrocznego i brudnego świata naprawdę wielkiego, wielkiego zła. Ostatnio zaczytywałem się w powieściach tego gatunku, które powstały w Skandynawii, bo jakoś przypadł mi do gustu i styl i pewna świeżość, która zniknęła z tego rodzaju literatury. Zaskoczyła mnie jednak Bator i jej "Ciemno, prawie noc". Rzadko czytuję polskie kryminały, jednak to co trafiło do mnie spod pióra pani Joanny jest czymś, co nie pozwala o sobie zapomnieć nawet pod odłożeniu książki na półkę.
Alicja Tabor pracuje jako dziennikarka dla jednej z bardziej poczytnych gazet w Polsce. Podobno żeby zebrać materiał nie wacha się zbyt długo i "wchodzi razem z drzwiami". Kiedy w Wałbrzychu (jak zwykle u Bator) w dziwny sposób ginie czteroosobowa rodzina, a schronisko dla zwierząt płonie, młoda reporterka wybiera się do swojego rodzinnego miasta, aby przeprowadzić śledztwo. Jak się potem okazuje Tabor musi zmierzyć się z czymś znacznie trudniejszym niż rozwikłanie zbrodni. Przede wszystkim najpierw zderzy się ze swoją przeszłością - trafiając do rodzinnego domu, który od dawna stoi pusty, będzie musiała wrócić do swojego dzieciństwa i pogodzić się z tajemnicami przeszłości, od których skutecznie udawało jej się do tej pory uciekać. To jednak nie wszystko, bo w Wałbrzychu pojawiają się wizjonerzy i niosący Słowo wierni, którzy po doświadczeniu Objawienia Matki Boskiej Bolesnej zbierają klękających pod Krzyżem mieszkańców miasta. Jakby tego było mało, Bator dodaje smaczku i dorzuca do i tak pełnego już literackiego kotła kilku dziwaków, martwe koty, tajemnicze rytuały, zwłoki ukryte to i ówdzie, mistyczny blask świec okraszony szaleńczą modlitwą oraz ciemny, zakurzony, ale przeogromny Zamek Książ.
Czyta się wyśmienicie i to naprawdę literacka uczta, której wcale nie chce się kończyć. Bator ma to do siebie, że fantastycznie potrafi przeplatać wątki, które wydawałoby się są ze sobą w ogóle nie związane. Akcja, która na początku rozwija się powoli w pewnym momencie nabiera zawrotnego tempa, do tego stopnia, że czytelnikowi przyspiesza puls, a kartki powieści przerzucane są coraz szybciej. Pisarka w "Ciemno, prawie noc" bardzo zręcznie połączyła różne gatunki literackie (elementy baśniowe, thriller, horror, trochę miłości lub raczej namiętności) tworząc zaskakujący kryminał, od którego nie sposób się oderwać. Dodatkowo cała ta historia jest napisana fenomenalnym językiem. Wszystkie postacie i sposób ich wypowiedzi są bardzo naturalne i bardzo dokładnie odwzorowują grupę społeczną, którą reprezentuje dany bohater. Bator odrobiła pracę domową z socjologii, a musiało to być bardzo trudne i sporych rozmiarów zadanie. Autorka przedstawia ogólny zarys i kondycję polskiego społeczeństwa, dodaje do tego kilka naprawdę przerażających tajemnic i bardzo konkretne postacie, które mierzą się coraz to bardziej złożonymi i pokręconymi historiami z dziś i kiedyś. Tworzy w ten sposób fantastyczną mozaikę literacką dla wszystkich, którzy lubię poczuć to, co czytają. Bardzo gorąco polecam!