Wiecie co? Mając w planach przeczytanie tej książki chciałam czegoś lekkiego, przyjemnego i odprężającego. Uwielbiam w erotykach sceny seksu, facetów, którzy wiedzą czego chcą i kobiet, które nie zachowują się jak idiotki. Jeśli chodzi o "Ciało" to sprawdza się przy tej książce powiedzenie "co za dużo to nie zdrowo". Niektóre rzeczy w nadmiarze szkodzą i tak było w przypadku tej powieści. Pierwsze wrażenie? Denerwująca, główna bohaterka. Gillian doprowadzała mnie do szewskiej pasji. Po pierwsze - laska non stop, bez przerwy achała i ochała o wyglądzie Chasea oraz o tym jak to ma mokro w majtkach na jego widok. Raz to trzymała go na dystans by za chwilę zacząć go prowokować. Sama nie wiedziała czego chce, przeczyła samej sobie. Momentami zachowywała się dziecinnie i bez logiki. Wiem, że to może wynikać z tego, co przeżyła. Rozumiem, że pewne sytuacje odciskają w nas ślad i wpływają na nasze decyzje, ale ile można? Odbijało mi się to czkawką. Myślę, że przedstawienie tych zachowań w mniejszej ilości i nie robienie z niej idiotki wyszłoby na korzyść dla jej postaci. Poza tymi minusami to jej postać byłaby całkiem do polubienia, bo Gillian jest lojalną i czułą przyjaciółką, a do tego ambitną, niezależną kobietą, która, kiedy już mówi co myśli to robi to w celny sposób. Uwielbiałam czytać o jej relacjach z przyjaciółkami, a szczególnie z Marią.
Postać Chasea z początku nie sprawiała we mnie problemów. Typowy, bogaty facet, który jest pewny siebie, arogancki i szelmowski - to co uwielbiam w facetach. Jednak i tu autorka, w którymś momencie przedobrzyła. Im bardziej pogłębiała się jego relacja z Gillian tym bardziej on zaczął się robić apodyktyczny. Starał się kontrolować, każdy aspekt jej życia oraz niekiedy podejmował decyzję bez jej zgody. A nasza główna bohaterka jak to ona: raz była niezadowolona i zła - bo przecież chciał ją kontrolować, a raz jej to zupełnie pasowało. Myślę, że zachowanie Chasea wynika z przeszłości tak samo jak u Gillian, ale im bardziej końca książki, tym bardziej nie mogłam go znieść. W sumie to miałam z jego postacią ogromny problem, bo jego zachowanie było skrajne. Raz był troskliwy w granicach rozsądku, a raz te granice przekraczał.
Tak jak pisałam powyżej, w tej książce jest niektórych elementów ciut za dużo. Przede wszystkim bardzo dominują tu sceny seksu. Lubię je, ale kiedy zdarzają się praktycznie, co chwila to w końcu wychodzą bokiem. A Gillian i Chase uprawiali go sporo. Kłótnia? Załatwmy to seksem. Zazdrość? Seks. Jedzenie? Seks. Nie zabraknie w życiu bohaterów wielu niespodziewanych zwrotów akcji i problemów, ale seks zdecydowanie w tej książce dominuje. Jeśli kogoś to pocieszy to autorka te sceny przedstawia w sposób zmysłowy, niekiedy subtelny, ale ze szczyptą pikanterii.
Nie przeszkadza mi przewidywalność w książkach. Oczekuję jedynie świetnie spędzić czas przy danej powieści, ale również odrobiny logiki i umiaru. Tutaj mi tego zabrakło. Książkę ledwo doczytałam do połowy. Drugą połowę już czytałam na siłę, bo chyba mam zadatki na masochistkę. Myślę, że gdyby autorka zachowała w powyższych sytuacjach umiar to ta historia zostałaby przeze mnie odebrana o wiele lepiej. Jak wiecie rzadko krytykuję tak ostro książki. Nie szukam na siłę wad, ale w tej książce jak już początek się sypnął to reszta poleciała efektem domina. Starałam się dawać jej szansę, myślałam sobie "będzie lepiej". Próbowałam podejść do niej jak do książki, która jest odmóżdżająca, ale nie dałam rady. Moje próby rujnowali przede wszystkim główni bohaterowie. Jedynie, co najciekawsze w tej książce było to wątki z przyjaciółkami Gillian, ale również ostatnie sto stron, do których autorka dołożyła wątek z elementami thrillera. To on przekonał mnie do kontynuowania czytania tej serii, bo mam cichutką nadzieję, że dzięki temu historia Gillian i Chase nabierze nie tylko rumieńców, ale również dynamiki i umiaru.
"Ciało" zdecydowanie należy do tych książek, które pokochasz lub znienawidzisz. Znam osoby, które lubią tę historię, więc myślę, że w przypadku tej powieści należy samemu sprawdzić, co w trawie piszczy. Nie będę Was od niej odciągała, bo myślę, że ta historia Chasea i Gillian ma potencjał. W większości trylogii okazuje się, że któraś część musi być słabsza i myślę i nawet Audrey Carlan się przed tym nie ochroniła. Tak więc od Was zależy, czy dacie jej szansę, bo może spodoba Wam się bardziej? A może zachęci Was - tak jak mnie do sięgnięcia po drugą część?