Po książkę sięgnąłem, przeczytawszy wcześniej biografię Stanisława Grzesiuka autorstwa Bartosza Janiszewskiego. W tej biografii przewija się osoba przyjaciela Grzesiuka z czasów obozu - Stefana Krukowskiego. Książka Grzesiuka "Pięć lat kacetu" to przejmująca, ale zarazem wciągająca opowieść o latach spędzonych w obozie. Stefan Krukowski pisze zupełnie inaczej niż Grzesiuk. Nie znaczy, że gorzej. "Byłem kapo" opowiada o pobycie Stefana Krukowskiego w Mauthausen. Autor jest bardziej oszczędny w słowach, niż Grzesiuk, opisując to czego był świadkiem. Mniej w tym wszystkim emocji, zaś więcej spokojnej relacji człowieka, który przeszedł piekło. Być może właśnie w tym tkwi siła tych wspomnień. Krukowski bez ubarwiania na siłę, pisze o tym co pamięta, co przeżył, czego był świadkiem. Relacjonuje zdarzenia, które nawet jeśli jego dotyczyły bezpośrednio, z pewnym dystansem. Choćby opis w jaki sposób bliżej poznał się z Rapportfuhrerem Zdrojewskim. Owa "przyjaźń" jak to sam określa Krukowski, zaczęła się od kopnięcia podkutym butem, Krukowskiego w przyrodzenie, który był przesłuchiwany w związku z podejrzeniem zorganizowania próby ucieczki z obozu. Podobnie opisy zabijania przywożonych do obozu Żydów, poprzez zmuszanie ich do skakania w przepaść. Wszystko to, z jednej strony jest przerażającym opisem bestialstwa, zaś z drugiej strony chłodną relacją człowieka, który to widział i chce przekazać innym prawdę o tych okropnych rzeczach. Dlatego gorąco polecam lekturę "Byłem kapo" Stefana Krukowskiego. Zwłaszcza osobom, które czytały wcześniej Stanisława Grzesiuka "Pięć lat kacetu". Dwóch więźniów tego samego obozu. Dwóch przyjaciół. I dwie różne, ale zarazem obie przejmujące relacje.