Lubimy niegrzecznie książki z szefami w tle. Jest w nich zazwyczaj dreszczyk emocji, niesamowite napięcie i coś związanego. Jakaś cienka granica, bo której stąpają bohaterowie. Czeka się na to, kto pierwszy się przełamie i odda pożądaniu. Jak wyszło w tym wypadku ?
Ambitna, wykształcona i rozważna Raquel trafia do firmy, gdzie pracują seksowni faceci, ale jej szef nie tylko jest przystojny. Jest też chamskim prostakiem, który na wejściu po niej jedzie. Jednak Raquel do słabych nie należy i na będzie jego popychadłem. Ma charakter, a jemu to się podoba, choć nie przyzna się do tego nawet przed samym sobą.
"Dlaczego nikt mi się powiedział, że ten diabeł jest tak obłędnie przystojny."
Napięcie rośnie, każde spotkanie to wstrząs dla bohaterów. Ale czy dla czytelnika?
Mam parę zarówno plusów jak i minusów. Co do plusów, podobał mi się pomysł, bo lubię wątki biurowe, podobało mi się to, że akcja była z dwóch punktów widzenia zarówno Pattona jak i Raquel. I chyba tyle.
Co do minusów nie przypadł mi do gustu główny bohater, według mnie był jakiś taki ciapowaty, mało charakterny. Pomimo "wrzutek" wydawnictwa, mamy wyobrażenie o samcu alfa, zaborczym, pewny siebie facecie. W mojej ocenie w ogóle taki nie był. Były dwie, trzy sceny, jak rzucił jakiś niestosowny komentarz i na tym się skończyło. Potem był uległy jak Ana z Greya.
"Będzie albo najlepszą, albo najgorszą rzeczą, jaka mnie w życiu spotkała..."
Nie wiem czy to kwestia tłumaczenia, czy autorka tak pisała, ale było kilka scen, gdzie przez cztery akapity zdejmował koszule, nastawiał czajnik. No kurde, bez przesady. Zdejmuje koszule to zdejmuje, a nie w pierwszym akapicie zdejmuje, a potem w trzecim znów zdejmuje, to w końcu zdjął czy nie ?
Kolejny element to zbyt duża koncentracja na wątkach pobocznych, aniżeli samej relacji między bohaterami. Około połowy (albo i po) zaczynają się dopiero prawdziwe rozmowy między nimi i dialogi. Wcześniej są jakieś tylko jednozdaniowe wypowiedzi.
Irytujące jeszcze było jedno. Jak w kółko jak mantrę powtarzał, jakaś ty piękna, wspaniała. No ludzie można, ale nie co stronę.
Czy był ogień ? Powiedziałabym bardziej, że taki niedopałek papierosa. Coś się tliło, ale wybuchów i fanfar to tutaj na próżno szukać.
Książka jest takimi przeciętniakiem, jeżeli chodzi o całość. Ani wzrusza, ani bawi. Taka z serii przeczytana, pompowana wielką nadzieją i oczekiwaniami, ale po lekturze balonik pęka niczym bańka mydlana.
Wiem, są różni czytelnicy i różnie odczuwamy emocje, więc niech każdy sam się przekona. Moim zdaniem idzie teraz zbyt dużo masówki i wydawnictwa przestały dopracowywać szczegóły, okładki, korektę jak i analizować dokładnie to co wydają.
Dla mnie 5/10.