Przyznam szczerze, że książkę kupiłam pod wpływem powiedzmy zauroczenia tymi słownymi ,,przepychankami" Prokopa i Hołowni, do których przyzwyczaili widzów ,,Mam talent".
Liczyłam na sporą dawkę humoru i ironii w inteligentnym wydaniu. A także na poważną rozmowę na poważne tematy dwóch dżentelmenów. I tutaj moje uczucia są trochę mieszane. Powiem nawet, że odrobinę się zawiodłam. Bo o ile dyskusja na tematy związane z muzyką, idolami czy pieniędzmi wychodziła panom świetnie, o tyle kwestie dotyczące Kościoła, Boga i religii były bardzo męczące. I męczyła tutaj postawa Szymona Hołowni. Bo o ile Marcin Prokop wykazywał chęć dyskusji, ogólnego zrozumienia dla postawy współrozmówcy, o tyle Hołownia ciągle atakował. Tutaj twierdził, że rozumie i szanuje zdanie rozmówcy jeśli jest odmienne, ale swoje zdanie w kwestii wiary wygłaszał w sposób patetyczny i dający odczuć, że on jest ponad wszystkimi, którzy zdanie mają odmienne, bądź co gorsza - krytykują jego postawę. Niestety było to zabawne do pewnego momentu, później ocierało się wręcz o fanatyzm, może trochę despotyzm, aż wreszcie stawało się nudne, nużące i męczące.