Pierwszy raz zdarzyło mi się tak bardzo pomylić przy wyborze książki do czytania. I nie, to nie znaczy, że jest ona zła! Ja po prostu spodziewałam się czegoś zupełnie innego...
Zachar Kordobin jest wybitnym znawcą malarstwa i profesorem Uniwersytetu Jerozolimskiego. Po jego rady i wskazówki zgłaszają się galerie, muzea oraz osoby prywatne. Mając ogromną wiedzę na temat obrazów i posiadając liczne talenty (włączając w to umiejętność nabijania ludzi w butelkę), Kordobin zaczyna fałszować obrazy i pracować dla "ciemnej strony" tego świata, która jeszcze bardziej go pochłonie, gdy ten zacznie za wszelką cenę dążyć do pomszczenia śmierci swojego najlepszego przyjaciela. "Biały gołąbek z Kordoby" to wędrówka przez jego życie, liczne wspomnienia, dążenia i wyrzuty sumienia.
Ja, sięgając po tę lekturę, miałam pewność, że czeka mnie kryminał z ogromną dozą akcji, a ja będę chłonąć każdą stronę z wypiekami na twarzy. Niestety, okazało się, że powieść Diny Rubiny nie jest przesadnie sensacyjna, a autorka skupia się przede wszystkim na opisach uczuć, miejsc, malarstwa i na kreśleniu biografii Zachara. Powiecie - co z tego? Po co nam kolejny bezwartościowy kryminał z wartką akcją, skoro możemy mieć coś znacznie bardziej wysublimowanego? Zgadzam się z tym całym moim sercem i uważam, że "Biały gołąbek z Kordoby" jest wartościową książką, ale mnie bardzo wynudził...
Akcja powieści ciągle "ucieka" i trudno się na niej skupić, gdyż często przenosimy się do wspomnień bohatera i różnych okresów jego życia (a ja ciągle, bardzo naiwnie, czekałam na rozwój akcji - jakieś pościgi, cokolwiek!). Muszę jednak oddać Rubinie sprawiedliwość - pojedyncze wspomnienia i historie potrafiły mnie wciągnąć i czytałam po kilka stron z autentyczną ciekawością, ale później równie szybko traciłam zainteresowanie i jakąkolwiek chęć, by do powieści powrócić i musiałam na odtrutkę podczytywać inną lekturę.
Język, którym posługiwała się autorka był bardzo kunsztowny i przyjemny. Podobały mi się również opisy uczuć i myśli głównego bohatera. Książka została napisana z rzadko spotykaną precyzja i dbałością o szczegóły. Niestety, dla mnie były one praktycznie nie do przebrnięcia - opisy ciągnęły się na całą lub pół strony, a ja już wtedy szukałam wzrokiem ich końca.
Na szczęście, ostatnia część książki (były trzy), zyskuje jako taką akcję i dzięki temu udało mi się bezboleśnie wytrwać do końca, a nawet przy ostatnim zdaniu westchnąć z autentyczną nostalgią.
Nie byłabym sobą, gdybym nie wspomniała o hiszpańskim słownictwie, która Dina Rubina wplatała w wypowiedzi bohaterów, chociażby vale, czy estúpido. Wiele słów byłam w stanie sama odszyfrować, co było dla mnie bardzo przyjemną zabawą i oznaką, że muszę się w końcu zabrać za naukę tego przepięknego języka.
Co mogę powiedzieć na koniec? Książkę pozostawiam bez oceny, bo naprawdę nie wiem co o niej sądzić. Od początku do końca nastawiałam się na zupełnie inną lekturę (bo nie doczytałam o ów rodzinnej sadze, która figurowała na czerwono w opisie z tyłu książki jak byk!), a złej oceny "Białemu gołąbkowi z Kordoby" wystawić nie mogę, bo na to nie zasługuje. Jest on idealną lekturą dla tych, którzy mają dużo wolnego czasu i umieją smakować kolejne strony bez pośpiechu i z prawdziwym zainteresowaniem. Jest to także powieść dla myślicieli i osób, które potrafią dostrzec piękno w rozległych opisach i, co tu kryć, w całym swoim (lub cudzym) życiu.