"Bez pożegnania" opowiada historię Lii i Prestona. Ona była córką nielegalnej imigrantki, a on jednym z synów bogatego plantatora. Znali się od zawsze, ale dopiero wraz z dojrzewaniem uświadomili sobie, że łączy ich coś więcej niż zwykła przyjaźń. Jednak przez lata nie było im po drodze. Aż pewnego skwarnego dnia ich ścieżki się łączą. Spędzają ze sobą wspólne, namiętne chwile, które rozpoczynają serię wydarzeń. Dochodzi do tragedii, podczas której obydwoje tracą kogoś, kogo kochali. Lia zachodzi w ciążę, a
parę miesięcy później znika bez śladu. Powraca po sześciu miesiącach aby odzyskać syna i Prestona. Jednak mężczyzna nie potrafi jej zaufać. Przepełniają go gniew i żal, ale również pożądanie. Jednak duma i gorycz nie pozwalają mu jej wybaczyć. Czy będą mieli szansę sobie wszystko wytłumaczyć? Czy miłość zwycięży ze wzajemnymi pretensjami?
"Bez pożegnania" to książka, która wraz z biegiem wydarzeń pokazuje czytelnikowi, że nie zawsze życie jest czarno - białe, a niektóre wybory nie przychodzą łatwo. Ta książka powinna niektórym przypomnieć, że nie każdy człowiek może mieć taką silną psychikę jak nasza, że dzieciństwo i niektóre zdarzenia potrafią przygnieść, doprowadzić do beznadziei i ostateczności, a nawet do egoistycznych czynów byle uratować siebie. Dlaczego o tym piszę? Bo po przeczytaniu pierwszych stron tej powieści, potępiłam główną bohaterkę. Nie rozumiałam jaka matka postępuje tak egoistycznie i zostawia swoje małe dziecko bez żadnego listu i wyjaśnień. Odchodząc bez pożegnania, by potem po 6 miesiącach wrócić i oczekiwać, że wszystko będzie takie jak dawniej.
Pomyślałam sobie wtedy: "Serio Lia? Masz czelność po czymś takim dziwić się zmian, które spowodowałaś nie tylko w swoim życiu, ale również w życiu innych osób?"
Byłam wkurzona, co sprawiło, że przez pół książki miałam mieszane uczucia, co do tej postaci. Jednak wraz zbiegiem historii, w której wychodzą na jaw pewne sprawy, nieco ją zrozumiałam. Bo miałam podobnie do niej. Mia Sheridan porusza w tej książce trudne tematy takie jak trudne dzieciństwo. Lia nie była kochana przez swoją matkę, która widziała w niej coś obrzydliwego i powód zniszczenia jej życia. Dziewczyna nie miała przyjaciół, była skryta, zamknięta na ludzi. Żyła w biedzie, której się wstydziła. Uważała, że została wciśnięta w takie kryteria. Dlatego nie robiła nic, kiedy ją poniżano. A potem? Dorosła, ale te przeżycia zostały w jej psychice. Uwierzcie mi, sama po sobie wiem, że nawet pomimo wielu lat nie da się wymazać tego, co nas łamało tyle czasu i krok po kroku niszczyło. Każdy inaczej reaguje na to, co życie mu przygotowało. Później, kiedy jej i Prestonowi udało się połączyć spadła na nich kolejna tragedia, Lia zaszła w ciąże i od tej pory została sama. Matka Prestona jej nie akceptowała i traktowała jak intruza. Mężczyzna, którego kochała był pogrążony w żałobie i w ratowaniu farmy. Nie miał dla niej wsparcia, chwili czasu na rozmowy, nie okazywał jej czułości. Lia nie miała w nikim wsparcia, nie miała nikogo komu mogłaby zwierzyć się ze swoich trosk. Była zamknięta w czterech ścianach, z dzieckiem, które kochała, ale uważała, że jej miłość nie wystarczała i, że jest złą mamą. Miała wiele obaw, strach z dnia nad dzień coraz bardziej ją ogarniał, a ona pogrążała się w ciemności. I tutaj autorka porusza kolejny ważny temat jakim jest depresja poporodowa. Ja również przez to przechodziłam. Jasne nie zostawiłam swojego dziecka, nadal nie rozumiem jak Lia mogła to zrobić, ale tak jak pisałam - każdy ma inną psychikę, która w każdej chwili można pęknąć. Chociaż można potępiać decyzję głównej bohaterki to uważam, że trzeba ją zrozumieć. Moim zdaniem między nią i Prestonem zabrakło szczerej rozmowy.
Dodam jeszcze parę słów o Prestonie i powoli kończę. W większości tego typu książek męscy bohaterowie topią się w pieniądzach, są milionerami, prowadzą własne firmy albo w inny sposób zarabiają grube pieniądze. Mia Sheridan tworzy mężczyzn, którzy zarabiają na własne życie pracą swoich rąk. Jest w tym coś niezwykłego i czułego. Wiem, że to zabrzmi dziwnie, ale sama szanuję ludzi, którzy pracują fizycznie. Preston oprócz tego był silny, czuły i troskliwy. Gdyby oboje nie zachowywali się dziecinnie to myślę, że już wcześniej by mieli szansę lepiej się poznać. Bo tak naprawdę pomimo tylu lat znajomości - wiedzieli o sobie tak niewiele.
Mam za sobą prawie wszystkie książki Mii Sheridan, które zostały wydane w Polsce. Jest to również jedna z moich ulubionych autorek, których powieści nie mogłabym przegapić. Kiedy zobaczyłam zapowiedź "Bez pożegnania" wiedziałam jedno: MUSZĘ JĄ PRZECZYTAĆ. Nie jest to jedna z jej lepszych książek, brakowało mi w niej czegoś, ale i tak trafiła w moje serce. Poruszyła mnie, wzruszyła, ale sprawiła też, że co nieco mi przypomniała. Książkę wciągnęłam jednego dnia. Pomimo tego, że nie podobało mi się zachowanie Lii i Prestona to całokształt historii stworzony przez autorkę uważam za świetny. Jest w tej powieści nieco emocji: bólu, żalu, gniewu i poczucia straty. Myślę, że dla fanów Mii Sheridan ta książka to must have. Nie zabraknie tu również niespodziewanych zwrotów akcji. Mia Sheridan stworzyła nieco zabawną i emocjonalną książkę, dodając do tego odrobinę ciepłego klimatu i nieuchwytnej melancholii. Książkę czyta się dobrze, ale do dziś czuję niedosyt, bo wiem, że Sheridan jednak stać na więcej.