Stephen King uznawany jest za mistrza współczesnego horroru, a więc gatunku, który nigdy nie był zaliczany do tzw. literatury wysokiej. Jednak wbrew powszechnemu wizerunkowi potrafi on również popełniać dzieła, zawierają w sobie coś więcej niż kolejne przykłady popkultury, coś, co skłania do refleksji nad ludzką naturą. Tak jest w Bastionie, megapowieści, uważanej, przynajmniej według notki na okładce, za najlepszą w dorobku pisarza. Po przeczytaniu niemal dwudziestu książek mistrza z Maine, autor recenzji śmie temu przytaknąć, umieszczając Bastion obok cyklu Mrocznej Wieży. Bastion to powieść niesamowita, zasługująca na miano fantastycznej epopei. Wszystko zaczyna się w niej od kilku kichnięć i kaszlnięć, które doprowadzą do wymarcia ponad 99% ludzkości. W przeciwieństwie do wielu innych dzieł, w których świat przedstawiony to spustoszona przez zagłada ziemia i garstka bohaterów walczących o przetrwanie, w Bastionie mamy do czynienia ze wspaniałym opisem powolnej destrukcji, przy zachowaniu wszelkich zasad logiki. Między innymi za to należy docenić tę powieść. Najpierw choruje kilka osób na stacji benzynowej, następnie zaraża się całe miasteczko, po jakimś czasie armia przejmuje kontrolę nad całym krajem. Szpitale są coraz bardziej przepełnione, ludzie masowo umierają, cały porządek świata zaczyna się sypać. Gdy zaczyna brakować stróżów prawa, odżywa niczym teraz niekrępowana przestępczość. Szerzą się gwałty, morderstwa, kradzieże, akty wandalizmu. Ostatecznie przeżywają tylko nieliczni, obdarowani przez Opatrzność odpornością na wirusa. Podejmują oni próbę odtworzenia życia w społeczeństwie. Jednak King oczywiście na tym nie poprzestaje, dodając typowy dla siebie i gatunku (albo kolażu gatunków) pierwiastek paranormalny. Główni bohaterowie, kierując się swoimi wizjami, podążają do miasteczka Boulder, by tam założyć podwaliny nowej Ameryki i przygotować się do konfrontacji z siłami Zła. Jego centrum tkwi w postaci Flagga, bohatera występującego pod innymi imionami i w innych wcieleniach w wielu powieściach Kinga, istoty o nadludzkich cechach, posiadających umiejętności maga. Ile jest w tej powieści prawdy o nas samych? Po pierwsze King, ku wielkiemu zaskoczeniu, prawi w Bastionie wywód o ludzkiej pysze, zagrażającej sukcesowi w walce ze Złem. Jak można wyczytać w wielu jego książkach, nie należy on do orędowników Kościoła, najwyraźniej jednak jest osobą wierzącą. Wiara obecna w postaci Matki Abagail i udzielająca się innym bohaterom, apel o pokorę i zastanowienie się nad sobą jakie to piękne przesłanie! Po drugie: King obnaża również nasze słabości. Kwintesencją tego jest dialog między Stu a Frannie: Czy myślisz, że ludzkość wyciągnie wnioski z tej lekcji?;, Nie wiem. Gdy życie zaczyna wracać do normalności, powraca biurokracja, egocentryzm, kłótliwość. Dlatego Frannie i Stu pragną opuścić nowo zbudowany bastionu ludzkości. Czyż nie jest to przerażająca, a jednocześnie tak bardzo wyraźna prawda o naszej naturze?