Paszport Polityki na pewno zwróci uwagę wielu osób na ten tytuł. I dobrze! Książka napisana jest piórem lekkim, z humorem i wyobraźnią.
Akcja dzieje się równocześnie:
na ziemi- w rodzimej Polsce, oraz w niebie i zmierza do zetknięcia ze sobą przedstawicieli obojga światów.
Polska opisana jest z pełnym realizmem. Natomiast niebo… Niebo to kraina zamieszkała przez wszelkie postaci, jakie kiedykolwiek żyły w zbiorowej świadomości ludzi. W niebie, mamy więc całą plejadę bóstw, bożków i herosów wszelkich kultów, „bogów” współczesnej popkultury , a także wcielenia idei …np. liczby Pi. Istna menażeria postaci. I już choćby dla samych monologów jakie wygłaszają w celach autoprezentacji- bardzo dowcipnych- warto po te książkę sięgnąć. Ale nie tylko dlatego.
Ci, którzy pod warstwą wartkiej akcji zawsze szukają „drugiego dna” , na pewno takowe znajdą. I to nie jedno. Książka Karpowicza jest wieloaspektowa.
Dla mnie, lektura traktuje między innymi o kondycji zbiorowych wyobrażeń, a także uniwersalnej potrzebie człowieka tworzenia i odwoływania się do mitów.
W sposób bardzo pomysłowy obrazuje transformacje pewnych idei, a także ich migrację ze sfery sacrum do sfery profanum i odwrotnie. Karpowicz postawił znak równości między mieszkańcami greckiego Olimpu, postaciami Starego Testamentu i bohaterami kultury pop. A potem… "wygonił" ich wszystkich z nieba.
Tak naprawdę, to nie Karpowicz, a kultura masowa postawiła między nimi znak równości, wygoniła ich z nieba i karze im żyć wśród ludzi. Zniosła bowiem podział na sacrum i profanum, podział na kulturę wysoką i niską. Tu wiara we wróżbę z chińskiego ciasteczka, nie różni się od wiary w proroctwa objawione. Bardziej „święte” jest to , co bardziej popularne, mocniej pożądane lub bardziej oddziaływujące na wyobraźnię ludzi. Karpowicz nam to tylko pokazuje.
Dla niektórych ta refleksja może być smutna: starych wszechpotężnych bogów, zastępują bożkowie z TV, pojęcia i wartości tracą na znaczeniu, „ świat schodzi na psy”. Dla innych nie. Zdradzę, że bogowie Karpowicza przenoszą się na ziemię i wcale się na to nie obrażają. A Afrodyta – bogini miłości, ma się tu ciągle bardzo dobrze.