" Ania z Zielonego Wzgórza/ Ania z Avonlea"- jak zwykle najpierw obejrzałam film, później sięgnęłam po książkę ( bodajże była to moja lektura w podstawówce, albo sama hobbystycznie przeczytałam. Nie wiem, nie pamiętam, zbyt dawne czasy). W każdym razie, książka i film porównywalnie bardzo dobre.
Maryla i Mateusz Cubbertowie to rodzeństwo w podeszłym wieku. Są samotni i schorowani. W związku z tym postanawiają adoptować chłopca,który dotrzyma im towarzystwa i pomoże przy pracach w gospodarstwie. Wysyłają w tej sprawie list i niedługo potem Mateusz jedzie odebrać chłopca. Niestety, w skutek pomyłki na mężczyznę czeka tylko rudowłosa Ania Shirley. Mateusz nie ma serca odrzucić dziewczynki i przywozi ją na Zielone Wzgórze. Chociaż Cubbert chciałby, aby sierota z nimi została, odmienne zdanie ma jego siostra. Generalnie, Maryla to stanowcza kobieta z zasadami, realistycznie i surowo podchodząca do życia. Ania zaś żyje w wyimaginowanym świecie, korzysta z wszystkich pokładów swej bujnej wyobraźni, postrzega świat tak jak jest ładniej i wygodniej. Ma dzięki temu możliwość oderwania się od trudnej przeszłości w sierocińcu. Zostaje poddana próbie,która ma zadecydować czy zostanie z Cubbertami na stałe. Ania szybko odnajduje się na Zielonym Wzgórzu, poznaje najlepszą przyjaciółkę, Dianę. Jednakże jej szalony charakter, nietypowy sposób bycia i zachowania sprawiają,że pobyt tam staje pod znakiem zapytania...
Dochodzi do wielu śmiesznych incydentów: tonącej łódki, rozbitej na głowie tabliczki, zielonych włosów, upicia i wielu innych.
To zabawna, momentami ciut poważniejsza powieść o mieszance różnych wartości: miłości, przyjaźni, szczęścia, wiary, akceptacji. Bawi do łez. Wzrusza do łez. Polecam.