Wspaniała książka. Nie tylko dla dzieci – o niech was nie zmyli tytuł i wyraz w tytule, bowiem bajki bajeczki, jakie tu znajdziecie, nie mają sobie równych drodzy poważni dorośli. Fabula docet, jak powiadali starożytni myśliciele. Oczywiście, zgadzam się z nimi w zupełności, tylko owi wiekowi poszukiwacze mądrości zupełnie zapomnieli, że bajka, oprócz tego, że uczy, to jeszcze przysparza całą masę radości jej odbiorcom.
Współcześnie gatunek taki jak bajka został zaszufladkowany, zamknięty w olbrzymiej szufladzie z etykietką „dla dzieci ograniczonych”, owa bajka – zawsze wyposażona w bohaterów zwierzęcych o ludzkich umysłach, bajka – wywoływacz Krasickiego, bajka – straszliwy symbol dydaktyzmu, moralizmu, pouczeń, point różnorakiej maści.
Chyba teraz rozumiecie, dlaczego bajka w XXI wieku gatunkiem jest raczej niezbyt popularnym, tworem od jakiego stronią już nie tylko dorośli, ale i dzieci, znudzone treścią, zwykle podobną, jaką bajka niesie. I wbrew temu, co o bajce się sądzi Kołakowski postanowił… zwiększyć ich ilość na rynku! I to w jaki sposób!
Ów tomik bajek to dziełko, z jakim się jeszcze nie spotkaliście. To zbiór bajek najprawdziwszych, z krwi i kości, bajecznych całkowicie, bajkowych totalnie, bajek zwierzęcych, pouczających, szalenie wciągających, absurdalnie groteskowych, straszliwie zabawnych, pełnych cudownie kolorowych słów i słówek. Bajek, jakim się nie zdołacie oprzeć, bajek podstępnych i szalonych, magicznych i cudacznych.
Bajki swoje Kołakowski opatrzył etykietką „z królestwa Lailonii”, jakby w obawie, że dzieci duże i małe, przeczytawszy piękne historie, nie dadzą mu ani chwili spokoju, ciągle dopominając się nowych zbiorków, obfitych w nowe opowieści. Może i dobrze pomyślane… bowiem książeczka budzi apetyt na więcej, ma moc przemiany szalenie prozaicznych i trzeźwo myślących ludzi w straszliwych bajkomanów, dla których dzień bez bajki jest dniem straconym.