Will Burrows jest młodzieńcem niezwykłym: jest albinosem, który uwielbia kopać. Pasję wzbudził w nim jego ojciec, archeolog. Zwykle pracują razem, dogadując się bez słów. Pewnego dnia ukochany rodzic chłopca znika, a Will razem ze swoim przyjacielem Chesterem postanawia odkryć dlaczego.
Gdy byłam w okresie zaczytywania się młodzieżówkami chętnie sięgałam po wiele rodzajów literatury. Pewnym wyjątkiem był jeden rodzaj historii, uwielbiany przez inne dzieciaki, a we mnie wzbudzający odrazę, której powodu nie potrafiłam zdefiniować. Chodziło o historie pseudo-detektywistyczne, w której grupa dzieci żyjąca w bardzo nieprzyjaznym dla nich świecie, często pozornie podobnym do naszego musi rozwiązać jakąś zagadkę, wykorzystując różne dziwne historie i wyjaśniając to wszystko w pseudo-naukowy sposób, ewentualnie odnosząc się do jakiejś tajemnej mocy. Niestety, okazało się, że Tunele są właśnie mniej więcej taką powieścią, dlatego już z góry uprzedzę, że lektura nie była dla mnie zbyt przyjemna.
Nie zbyt przyjemna, ale za to ? pouczająca. W końcu odkryłam, czemu nie lubię tego typu historii: mianowicie, zwykle większość dorosłych, która otacza w nich dzieci to chorzy psychicznie kretyni, którzy utrudniają im życie na wszystkie możliwe sposoby. Młodzi ludzie mają zwykle jedną ostoję, jednego zaufanego opiekuna, a reszta przedstawiana jest wręcz karykaturalnie negatywnie, co najzwyczajniej w świecie mnie obrzydza. Z jednej strony takie wyjście niszczy sielankowy klimat historii, a z drugiej nie jest zbyt prawdziwe. Czemu? Bo choć po pierwsze, patologie istnieją, to te są aż nazbyt przerysowane, a po drugie: większość dorosłych przecież troszczy się o dzieci, a nie w każdej chwili planuje, jak by je tu zabić.
Bądź co bądź, to jest główny powód dla którego Tunele nie przypadły mi do gustu: zdaje sobie jednak sprawę, że wielu czytelników, zwłaszcza tych młodszych takie wyjście lubi, co rozumiem i szanuje, ale na pewno nie mam zamiaru się z takim podejściem utożsamiać.
Gdyby jednak wyłączyć ten aspekt to.. Tunele nie są takie złe. Główni bohaterowie ? pan Burrows, Will i Chester to stosunkowo miłe postacie. Oczywiście, dzieciaki, jak to na nie przystało często postępują głupio i w poważnej książce zginęłyby na pierwszych kilku stronach powieści, ale to przecież literatura dziecięca, nie mam względem niej jakiś wielkich wymagać. Pan Burrows jako ekscentryczny archeolog też sprawuje się całkiem nieźle, choć jego podejścia do życia rodzinnego chyba nie byłabym w stanie mu wybaczyć.
Sam pomysł autorów na fabułę nie jest nadzwyczajny, już nie raz to widzieliśmy, ale za to świat przedstawiony i kopanie w ciemności, w poszukiwaniu zaginionych skarbów to już coś, co może czytelnika, nawet tego starszego, zaintrygować. Nie powiem, by tego typu pomysły były moimi ukochanymi, ale nie mogę nie docenić takiej kreatywności.
Jak na młodzieżówkę czytało, język jest prosty, styl lekki. Całość czyta się bardzo szybko i mimo, że lektura ma prawie pięćset stron da się ją spokojnie przeczytać w jeden, albo dwa wieczory. Nie zauważyłam tu jakiś szczególnych zgrzytów, tłumaczenie jest niezłe, a słownictwo nie kłuje swoją dziwnością, jak to czasem w tego typu powieściach bywa.
Nie mam tu zbyt wiele do dodania. Zdecydowanie nie mam zamiaru kontynuować przygody z tą serią: nie dość, że nie mam jej na półce to jeszcze w pewnym momencie zaczęła mnie irytować. Niemniej, nie jestem w stanie jej odradzić wszystkim czytelnikom: jeśli ktoś lubi tego typu lektury może czytać ją bez obaw. Niestety, dla mnie sięgnięcie po nią było niczym strzał w stopę ;)
Opinia bierze udział w konkursie