Hogwart się przeżył. Był głównym bohaterem pierwszego tomu Harry'ego Pottera, a w dalszych tomach spychanym coraz głębiej na margines tłem. Jego zaletą była możliwość skonstruowania pedagogicznej opowieści o dorastaniu, która od początku była zamiarem autorki; potencjał tego miejsca wyczerpywał się jednak coraz wyraźniej. Widać to było już w "Czarze Ognia", która rozbudowywała obraz pozaszkolnej społeczności czarodziejów, a jakikolwiek "ruch" w szkole otrzymywała dzięki sprowadzeniu do niej obcokrajowców i urządzeniu nowych rozgrywek quasi-sportowych. W piątej części jedynym właściwie spiritus movens placówki okazała się wyjątkowo nieprzyjemna dyrektorka; do tego młody Harry przestawał być posłusznym i szlachetnym chłopcem, zmieniając się w gniewnego młodzieńca. W tomie szóstym takiego motoru napędowego zabrakło.
W "Harrym Potterze i Księciu Półkrwi" wszystko, co ciekawe, dzieje się nie dzięki, ale pomimo pobytu w szkole czarodziejów. W Hogwarcie wszystko wraca do normy, odbywa się nauka i... to właściwie tyle, jeśli nie liczyć niespodziewanego powodzenia Harry'ego na lekcji eliksirów, a to dzięki tajemniczej książce podpisanej "Książę Półkrwi", w której posiadanie wchodzi przypadkiem. Mniej więcej połowę powieści i czasu bohaterów wypełnia autorka opisami spraw sercowych: kto z kim chodzi, z kim się kłóci i zrywa, kto jest na kogo naburmuszony, itd. Dodaje to niewątpliwie wiarygodności psychologicznej bohaterom którzy osiągnęli już w końcu szesnaście lat (problemy sercowe nie omijają i Harry'ego); tym niemniej drobiazgowość, z jaką oddaje się pani Rowling podobnym opisom, szybko zaczyna zwyczajnie nużyć.
Intryga, jaką konstruuje tym razem autorka, dotyczy domniemanego spisku młodego Malfoya, który otrzymał rzekomo zadanie od samego Lorda Voldemorta; ten jednak aż do samego niemal końca pozostaje w głębokim tle i nie napędza akcji. Nie czyni tego także nowy nauczyciel: profesor Slughorn, który jest wprawdzie ciekawą, "kolekcjonującą ludzi" osobowością, ale bladą jednak wobec tego, iż przypomina słabą kopię narcyza Lockhearta z tomu drugiego. W sumie przez pierwsze czterysta stron niezbyt wiele się dzieje; zwłaszcza początek jest zwyczajnie nudny i rozwlekły: owszem, pozwala lepiej zrozumieć kontekst opowieści, ale główny bohater pojawia się dopiero po czterdziestu stronach! Naprawdę ciekawe jest przez dwie trzecie tekstu coś, co z "akcją" nie ma nic wspólnego, mianowicie stopniowe odkrywanie przeszłości Voldemorta, rekonstruowanej podczas wizyt u dyrektora Dumbledore'a. Wyłania się z tych opowieści bardzo interesująca osobowość człowieka opętanego żądzą panowania nad innymi, przekonanego (nie bez podstaw) o własnym geniuszu i opanowanego pasją zapewnienia sobie nieśmiertelności.
Wyjaśnianie to zresztą bodaj najmocniejsza strona "Księcia Półkrwi": autorka próbuje wprowadzić porządek do wszystkiego, co przyszło jej do głowy w ciągu lat pisania, w ten sposób, aby zreinterpretować dosłownie całość faktów i założeń świata w duchu większej dojrzałości. Służą temu nie tylko przydługie sceny na początku powieści, i nie tylko historia Voldemorta: bardzo spodobało mi się również, że swoistej dewaluacji, relatywizacji uległa "przepowiednia" z tomu piątego, mająca określać losy Harry'ego.
W sumie jest to zatem tom odpowiedzi. Całość mimo pewnej rozwlekłości czyta się jednak znakomicie, a opowieść wciąga, znacząc, że autorka opanowała swoje rzemiosło doskonale - choć jest to opowieść inna niż dotychczasowe: mniej sensacyjna, mniej kryminalna, a bardziej zbliżona do swojego pierwowzoru: przygodowo-obyczajowych opowieści ze szkolnego życia nastolatków. Dopiero na ostatnich stu pięćdziesięciu stronach akcja nabiera - podobnie jak w "Więźniu Azkabanu" - znacznego rozpędu: autorka odsłania wreszcie odpowiedzi na wiele pytań i zadaje kilka nowych, które sprawiają, że Książę Półkrwi jest także dość długim wstępem do tomu siódmego, a przy tym pokazują, że autorka także zdaje sobie doskonale sprawę, że Hogwart się przeżył. W końcówce Rowling doprowadza wreszcie do kolejnego starcia dobra ze złem, zwiększając emocje dzięki tym razem porządnie (nie jak w piątym tomie) odrobionego zabójstwa jednego z głównych bohaterów.W sumie szósty tom Harry'ego Pottera jest w dużej mierze odmienny od dotychczasowych tomów i - o ile się nie mylę - w pełni będzie go można ocenić dopiero razem z częścią siódmą. O ile wszystkie dotychczasowe były w znacznym stopniu samodzielnymi historiami z własnymi puentami, to tutaj po raz pierwszy czuje się, że jest to element szerszej, szeroko zakrojonej opowieści. Wszystkie znaki, a szczególnie decyzja z przedostatniej strony - pozwalają przypu[...], że pani Rowling szykuje dla nas spektakularny finał.