Tak się ułożyła historia rozwoju ludzkiej cywilizacji, że kino zostało następcą i dziedzicem tradycji teatru. Choć jednocześnie warto zauważyć, iż współcześnie odbiega ono od pięknych idei teatralnego artyzmu i głębi przesłania, stawiając przede wszystkim na wizualną efektowność zaklętą w komputerowym wspomaganiu obrazu i efektach specjalnych. Dlatego teatr, jako osobna instytucja kulturalna, broni się dziś dzielnie. Lecz spójrzmy na film "Quo Vadis", który został zrealizowany około 60 lat temu, a konkretnie na "Quo Vadis" w reżyserii Mervyna LeRoya. Cóż tam takiego widać? Oglądając ów film, nie miałem żadnych wątpliwości: oto teatralność w czystej formie na szklanym ekranie. Owszem, ktoś może powiedzieć, że LeRoy łamie starożytne idee teatru, wprowadzając na scenę więcej aktorów, niż starożytne idee... wszak pojawia się tutaj 30 tysięcy statystów! Ale przecież wszystkie te idee dawno już złamał wielki mistrz literatury William Szekspir (i na dobrą sprawę nikt nie ma mu tego za złe). Jak więc widać scenografia wraz z aktorską otoczką robi w Quo Vadis niezwykłe wrażenie, ale nie tylko pod względem wielkości i monumentalności, lecz i pod względem niezwykle wysokiej jakości. Warto spojrzeć na śmietankę aktorską skupioną na nazwiskach takich jak: Deborah Kerr, Robert Taylor, Leo Genn, czy Peter Ustinov. Zdaję sobie sprawę, że być może współczesnemu widzowi ta obsada jest niewiele znana, być może i obca, lecz oglądając ten stary obraz widać w ich grze pasję i ogromne zaangażowanie, wczucie się w pełnione role jak we własne życie. Niemal nie widać, że oni grają - oni tym żyją! "Quo vadis, domine". Wszak słowa te musiały być bliskie człowiekowi lat `50, człowiekowi, którego dusza została skażona traumą ledwo minionej II wojny światowej i narastającego konfliktu zwanego Zimną Wojną. Dokąd dążyła wówczas ludzka cywilizacja - to przesłanie było wówczas jak najbardziej aktualne (i aktualne jest i dziś, choć problemy są odmienne!), dlatego tak szczerze i mocno udało się je wyrazić w filmie Mervyna LeRoya. Zachowując przy tym pełną zgodność z powieścią Henryka Sienkiewicza. Lecz czy i dziś nie powinniśmy zadać sobie pytania "Quo vaids, domine"? Te słowa są ponadczasowe. Ten film jest ponadczasowy. Wciąż bowiem robi on ogromne wrażenie - pompatyczną monumentalnością, imperialnym majestatem, artystyczną teatralnością. Ten film (puszczany zresztą do dziś w kinach) wciąż budzi namiętności, wciąż zniewala i onieśmiela. I nie powinno to nikogo dziwić. Bo nikt przedtem, ani nikt później nie stworzył nic równie pięknego. Oto ucieleśnienie słów "exegi monumentum". Film wiecznie zachwycający, na wzór wiecznego miasta Rzym. To prawdziwa, niepodważalna klasyka światowego kina.
Opinia bierze udział w konkursie