Prawdą jest, że Roland Emmerich, amerykanin niemieckiego pochodzenia, jest bardziej amerykański, niż rodowici amerykanie. Patriotyzm widać w każdym jego filmie, a specjalizuje się on w filmach katastroficznych. Widać to także w filmie "Pojutrze", który w pewnym sensie jest ukoronowaniem całego dorobku Emmericha... film jest katastroficzny w całej swej okazałości, gdyż pokazuje klęskę ludzkości i zagładę całej ziemi (choć z nutką nadziei), pochłoniętej przez siły natury. Wszystko jest tak jak w innych filmach Emmericha, czyli nagłe, niespodziewane niebezpieczeństwo, które czyha nad głowami ludzkości, stawić się jemu nie sposób, lecz sił swych próbują nasi bohaterowie... Mnie osobiście "Pojutrze" niespecjalnie przypadło do gustu, wręcz powiedziałbym, że nie przypadło w ogóle, raczej zanudziło i sprawiło, że musiałem przed filmem popijać kawę, by z nudów nie zasnąć, by dotrwać do samego końca. Ta nadmuchana akcja, wcale nie była akcją, lecz żenującą próbą podniesienia adrenaliny u widza. Jedyne co mu się udaje podnieść to stężenie kofeiny we krwi, albo podnieść ciśnienie z nerwów, że ten film okazał się tak słaby. Jestem na NIE.