Jeden z tych filmów, które pochłania się zupełnie bezkrytycznie ze względu na specyficzny klimat. Opowieść oparta na schemacie: zniechęcony do życia, zdradzony i upokorzony mężczyzna wyjeżdża na odludzie po to by na nowo zdefiniować własną tożsamość. Towarzyszy mu kilkuletnia córka i pozornie surowa ciotka, starająca się przywrócić krewnego prawdziwemu życiu. Powrót do korzeni (odkrywanie mrocznych tajemnic rodziny), ciepłe przyjęcie przez miejscową społeczność (praca dziennikarza) i nawiązanie znajomości z sympatyczną sąsiadką – oto kolejne etapy psychicznej terapii bohatera. Tyle o schematach. “Kroniki..” ogląda się z prawdziwą przyjemnością. Film jest wysmakowany wizualnie. Surowe klimaty marynistyczne (Nowa Funlandia), niebieska (sina? morska?) kolorystyka i stonowany dźwięk mają niemalże natychmiastowe działanie uspokajające :). Życie mieszkańców wyspy dalekie jest od ideału (większość mężczyzn zajmuje się rybołówstwem), każdy z bohaterów zmaga się z jakimś własnym, uporczywym dramatem. Pomimo tego rybacy nie tracą wewnętrznej siły i specyficznego poczucia humoru. I tego z pewnością można im pozazdrościć. Twórcom filmu udało się ukazać paradoks odludzia, które zamiast spodziewanej samotności uczy wspólnoty i tworzenia międzyludzkich więzi. ,,Kroniki portowe” dedykuję wszystkim tym którym brak wyciszenia, pocieszenia i szczerego, serdecznego śmiechu. Ahoj! :)