- Książki Książki
- Podręczniki Podręczniki
- Ebooki Ebooki
- Audiobooki Audiobooki
- Gry / Zabawki Gry / Zabawki
- Drogeria Drogeria
- Muzyka Muzyka
- Filmy Filmy
- Art. pap i szkolne Art. pap i szkolne
O Akcji
Akcja Podziel się książką skupia się zarówno na najmłodszych, jak i tych najstarszych czytelnikach. W jej ramach możesz przekazać książkę oznaczoną ikoną prezentu na rzecz partnerów akcji, którymi zostali Fundacja Dr Clown oraz Centrum Zdrowego i Aktywnego Seniora. Akcja potrwa przez cały okres Świąt Bożego Narodzenia, aż do końca lutego 2023.ak Zenon Słowik, miejscowy kombinator o niespokojnych małych oczkach, złożył na Gestapo donos, że w jednym z choszczówkowskich domów ukrywa się żydowska rodzina, Marczuk od rana czuł, że zdarzy się coś ważnego. Kiedy na wpół dobudzony pedałował do Tarchomina, do tartaku, w którym znajomy ojca załatwił mu pracę, drogę przebiegł czarny kot. To znaczy nie do końca przebiegł. Zatrzymał się gdzieś w trzech czwartych, popatrzył zielonymi ślepiami na nadjeżdżającego rowerzystę i zawrócił. Trudno było powiedzieć, czy to się liczy, czy nie. Ale już przebita dętka w powrotnej drodze z całą pewnością nie wróżyła niczego dobrego. Marczuk dotoczył rower do domu, wprowadził do sieni, postawił do góry kołami i rozłożył zatłuszczoną szmatę, a na niej cały arsenał narzędzi. - Zabieraj się z tym rowerem! Ruszyć się tu nie można! - pogoniła go matka, którą drażniły takie rzeczy jak rowerowy łańcuch na kuchennym stole, stara dętka w szafce z pościelą albo słoiczek smaru obok wiśniowych konfitur. Wzdychając ciężko, Marczuk przeniósł warsztat pod rosnący przed domem krzak bzu i zaczął się mocować ze śrubą. Kiedy na bitej drodze prowadzącej od torów starej nadwiślańskiej kolei pojawiły się dwie ciemnozielone ciężarówki wyładowane niemieckimi żandarmami, trzymał właśnie w ręce odkręcone koło. Na wszelki wypadek cisnął je na trawę i ukrył się w bzach. Wojskowe budy minęły furtkę Marczuków i zatrzymały się kilkadziesiąt metrów dalej przed posesją Zenona Słowika. Przerażony szmalcownik wybiegł na ganek i machał w stronę żandarmów w taki sposób, w jaki odpędza się krowy, które weszły w szkodę. Sio! - zdawał się wołać. - Jedźcie dalej! Co będzie, jak ludzie zobaczą? Oficer dowodzący akcją nie zamierzał przejmować się takimi drobiazgami. - Gdzie Żydzi, Slowik? - szczeknął i mały człowieczek skurczył się jeszcze bardziej. - Tam - powiedział chyba, ale najwięcej treści kryło się w jego gestach. Kazały jechać prosto, a potem skręcić w lewo w stronę Jabłonny i Legionowa. Mielnikowscy! - przemknęło Marczukowi przez głowę. Posesja mecenasa Mielnikowskiego leżała tuż przy lesie. Otaczał ją wysoki płot porosły gęstym żywopłotem i tylko czasem przez uchyloną bramę na samym końcu długiego podjazdu zobaczyć można było okazały dom ze schodkami prowadzącymi na ganek. Toczyło się tam jakieś nieznane, tajemnicze życie, o którym choszczówkowskie dzieciaki opowiadały sobie niestworzone historie. Budy z żandarmami dojeżdżały już do zakrętu, ale musiały stanąć, bo wąską uliczkę tarasował wóz, na który dwóch barczystych chłopaków ładowało worki z jabłkami. - Precz! - wrzasnął oficer przez okno szoferki, a kierowca jednej z ciężarówek nacisnął klakson. Chłopcom przy wozie, którzy do tej pory uwijali się jak w ukropie, nagle przestało się spieszyć. Niezwykle starannie odłożyli na ziemię niesione właśnie worki, bezradnie rozłożyli ręce na znak, że nie wiedzą, o co chodzi, podeszli bliżej, żeby lepiej usłyszeć, rozpromienili się i klepnęli w czoło, jakby ich wreszcie olśniło, po czym podnieśli worki z ziemi i z przepraszającymi minami ułożyli je na wozie. - Szybciej! - ryknął Niemiec i zaczął niebezpiecznie majstrować przy pasie. W chłopaków jakby znowu wstąpiła zagubiona gdzieś energia i ruchy ich stały się wyraźnie żwawsze. Jeden skoczył w stronę szopy, w której trzymali konia, a drugi na migi tłumaczył coś oficerowi, kłaniając się co chwilę dla większej jasności przekazu. Marczuk nie czekał dłużej. Dobrze wyćwiczonym susem przesadził drewniany płotek i przemknął chyłkiem na drugą stronę ulicy. Przez uchyloną furtkę wpadł na podwórko sąsiadów z przeciwka, minął drewniany domek, przeciął niewielki ogródek z kilkoma jabłonkami i tajnymi chłopackimi ścieżkami pognał przez opłotki w stronę obrośniętej bluszczem willi mecenasa Mielnikowskiego. Zdyszany dopadł do furtki i zerkając nerwowo w stronę, z której lada chwila miały nadjechać niemieckie ciężarówki, nacisnął guzik elektrycznego dzwonka. Wieczność upłynęła, zanim na żwirowej ścieżce prowadzącej od ganku usłyszał drobne pospieszne kroki. - Kto tam? - zapytał cichy dziewczęcy głosik. - Janek Marczuk! Z Kłosowej! Proszę otworzyć! Szybko! - powiedział chrapliwym szeptem. Za furtką zapadła cisza, ale po chwili dał się słyszeć szczęk przekręcanego klucza i w uchylonych drzwiczkach pojawiła się wystraszona twarz młodej służącej. - Jadą do państwa! - zawołał Marczuk i dość bezceremonialnie wepchnął się do środka. - Jadą! Dwie budy! Pełne żandarmów! - tłumaczył bezładnie. - Słowik doniósł. Zaraz tu będą. trzeba coś zrobić! - Co tam się dzieje, Krysiu? - Od strony ganku dobiegł czyjś niski, spokojny głos. - Czego chce ten
Szczegóły | |
Dział: | Ebooki pdf, epub, mobi, mp3 |
Kategoria: | dla dzieci i młodzieży, literatura młodzieżowa |
Wydawnictwo: | Literatura |
Rok publikacji: | 2013 |
Liczba stron: | 136 |
Język: | polski |
Zabezpieczenia i kompatybilność produktu (szczegóły w dziale POMOC): | *Produkt jest zabezpieczony przed nielegalnym kopiowaniem (Znak wodny) |
Zaloguj się i napisz recenzję - co tydzień do wygrania kod wart 50 zł, darmowa dostawa i punkty Klienta.