Istnieje powód, dla którego po fantastykę (i ogólnie beletrystykę) sięgam rzadko, a jeżeli sięgam, to zazwyczaj po nieliczne teksty, które znam niemal na pamięć, bo lubię. Otóż w zdecydowanej większości autorzy mają mgliste pojęcie o branży, w której osadzone są ich utwory i prędzej czy później wpadają na wypisywaniu kompletnych bredni. Np. Arturo Pérez-Reverte intrygę Szachownicy Flamandzkiej osnuł wokół pozycji szachowej, przy czym całe napięcie i dreszczyk znika, gdy zauważymy, że wygrana to kwestia trzech ruchów. Doczytałem z obowiązku, nigdy więcej nie wziąłem nic tego autora do ręki. Drugi biegun to wyjątki profesjonalizmu: Umberto Eco, naukowiec, mediewista, semiotyk itd. czy w wersji popularnej John Grisham, prawnik z praktyką. Ich książki są merytorycznie bez zarzutu, pozostaje kwestia warsztatu, osobiście wolę Eco. Są i przypadki autorów przedmiotowo poprawnych, jednak wręcz banalnych w formie i treści, np. Clive Cussler. Tekst pisany przez zawodowych biologów powinien być ciekawy lub przynajmniej zabawny, przy czym dla przyrodnika druga cecha mieści się w przedziale Epoka Lodowcowa - branżowy dowcip o bacy, owcy i biologu molekularnym.
Efekt Wieczności - Konferencja nieco odpycha tytułem, jednak wątpliwości znikają w miarę czytania razem z pytaniem: no i gdzie ten efekt? Plastyczne postacie i świetnie oddany klimat konferencji (lub jak kto woli "spędów") przywołuje ciekawe refleksje. Przyznaję się bez bicia, mea culpa: chciałem na czymś przyłapać autorów, ale z marszu (oprócz drobnej, wręcz dekoracyjnej nieścisłości) i bez przeglądania publikacji - nie znajduję merytorycznej winy, choć biologię mam na co dzień w pracy (i nie mam na myśli zoologicznych paraleli o współpracownikach). Podzielam nieskrywaną w zasadzie niechęć autorów do korporacji ("nie jest złe GMO, lecz wiadomo dobrze kto") i modelu nauki opartego na ilości publikacji i grantów z de facto feudalnymi relacjami na linii profesorzy - (nieco) młodsi pracownicy naukowi - młodsi pracownicy omal naukowi. Trochę wątpliwości budzi "montaż" - ostre przejścia między scenami, ale podobnym zarzutem kompozycyjnym jest atakowana i muzyka metalowa, co tysiącom oddanych fanów regularnie zwisa. Partie podpadające pod zwyczaje godowe gatunku Homo sapiens nieco mnie zmęczyły, ale to uwaga zawodowa, ja bardziej od roślin itp. Nieźle odmierzony gorzki cynizm, dużo więcej wiary w człowieka, walory dydaktyczne (czasem na pograniczu wykładu) i idea której nie zdradzę, by nie psuć lektury, jakże bliska sercu każdego (choćby nie do końca) byłego pirata.
Dobrze pomyślana i sprawnie napisana proza ... a, no właśnie: gdzie ten efekt? Gdzie ciąg dalszy??