Magdalena Trubowicz mieszka w Winnicy. Z wykształcenia jest magistrem inżynierii logistyki. Jest również pełnoetatową mamą Sławka i Mirka. W 2001 roku została laureatką nagrody za najlepszą recenzję programu TVP. Zadebiutowała książką obyczajową "Kod przeznaczenia".
Matylda to kobieta po przeżyciach, które zostawiły w jej umyślę zadrę. Postanowiła jednak nie oglądać się na przeszłość, tylko rozpocząć nowe życie. W tym celu wyjeżdża do stolicy, gdzie poznaje swojego przyszłego męża, Tymoteusza. Niedługo potem rodzi im się synek Oskar. Już na samym początku marzenia o idealnym, pełnym ciepła domu, które snuła bohaterka, burzy bezwzględny, zimny mąż. Jednak Matylda stara się przyjmować wszystko na barki i nie narzekać, tylko potulnie nosić swój krzyż. Niestety granica zostaje przekroczona, kiedy Tymek postanawia wywieść swoją rodzinę do Belgii. W tym momencie nasza główna bohaterka posuwa się do intrygi, która ma mu w tym przeszkodzić. Nie wie jednak jeszcze, że odbija się to na niej niezwykle mocno. Spokój zostanie zachwiany, a ona i jej rodzina wystawiona na porządną próbę. W dodatku czeka ją niespodziewane zderzenie z przeszłością i bolesną prawdą.
Magdalena Trubowicz stworzyła uniwersalną powieść, która niesie ze sobą pewne przesłanie. Porusza aktualne problemy współczesnego świata. Pogoń za pieniędzmi jest bowiem najczęstszym zjawiskiem obecnych czasów. Ludzie zapominają o prawdziwych wartościach, a jasny umysł przysłania żądza władzy, nawet kosztem innych. Jak się okazuje, powiedzenie "Nieważne jak mówią, ważne, że mówią" jest jak najbardziej trwające, a do celów idzie się po przysłowiowych trupach.
Sama fabuła nie odbiega schematem od wielu innych powieści obyczajowych, nie zaskakuje, jednak mimo wszystko wzrusza i zmusza do refleksji. Kreacja bohaterów zasługuje na uznanie jeśli chodzi o portret psychologiczny, który został prawidłowo przedstawiony, niestety niekiedy miałam wrażenie, że tarzamy się w płytkiej kałuży, która z bliska nie wydaje nam się taka głęboka, na jaką wyglądała na początku. Momentami irytuje infantylność co poniektórych bohaterów, a w innej chwili drażni ich wyolbrzymianie problemów. Mimo to powieść traktuje o poważnych tematach, które mogą mieć miejsce obok nas każdego dnia.
Myślenie ludzi starej daty, brak oparcia w nich, ich konserwatywne poglądy, które nie pozwalają na zauważenie, trafne zdiagnozowanie problemu oraz profilaktykę. Znęcanie się psychiczne nad rodziną, brak ojca i nadludzkie starania matki, by tą pustkę wypełnić. Tymoteusza ukształtował przede wszystkim brak wsparcia w dzieciństwie, zarówno ze strony matki jak i ojca. Brak wzorców wykreowało człowieka bez skrupułów, dla którego nie liczy się nic ponad jego własną karierę. Identycznie sytuacja ma się z Matyldą, która po licznych przeżyciach w młodości stała się zakompleksioną, zdesperowaną kobietą, a więc w życiu przyjęła to, na co uważała, że zasługuje. Nie miało znaczenia to, że jej mąż nie miał do niej szacunku, a rodzina, którą próbowała stworzyć opierała się tylko na złudzeniach podsycanych licznymi kłamstwami. Więc widzimy, że obraz psychologiczny został dopracowany, a autorka konsekwentnie połączyła przeszłość z teraźniejszością, co nakreśliło charakter naszych bohaterów.
Dodatkowo niesamowicie lubię, kiedy bohaterowie nie są "łatwym orzechem do rozgryzienia". W tym przypadku na pewno takim orzechem nie jest Tymek, który potrafi swoje egoistyczne usposobienie zamienić na fałszywą maskę dbającego, troskliwego męża i ojca.
Na uwagę zasługuje metamorfoza, jaka zachodzi w człowieku. Tym człowiekiem jest przede wszystkim ojciec Matyldy, który w końcu zaczyna dostrzegać kłopoty i stara się z nimi walczyć. Autorka pokazała, że w obliczu śmierci ludzie potrafią się zmieniać.
Ważnym aspektem jest również poruszenie przeszłości w taki sposób, by nie naruszała teraźniejszości. Często niestety jest tak, że autor niezbyt wielką wagę przywiązuje do połączenia tych dwóch płaszczyzn, przez co odbiorca zaczyna zastanawiać się, co uwarunkowało obecną sytuację i w jakim celu jest stworzona retrospekcja, skoro nic szczególnego nie wnosi, a nawet można powiedzieć, że mąci w całej historii. U Magdalena Trubowicz widać natomiast tą dokładnie przemyślaną strategię. Widać, że wiedziała jakie ma zamiary i wprowadziła je skrupulatnie w fabułę, nie burząc przy tym logicznej całości.
Mimo kilku negatywnych wrażeń w ogólnym rozliczeniu książka jest jak najbardziej lekturą godną polecenia. Już sam fakt, że dotyka ponadczasowych tematów powinien zachęcić potencjalnego czytelnika. Ponadto stopniowo wprowadzane napięcie nie pozwala na przerwie trwającej lektury. W pewnym momencie zaczynamy obawiać się zarówno o życie głównej bohaterki jak i o jej przyszłość. Również jej postać jawi się jako kobieta udręczona, która mimo przeciwności losu i wiatru w oczy walczy o miłość swojego zapatrzonego w siebie męża, o dobro dziecka, które staje się dla niej priorytetem, a swoje potrzeby spycha na boczny, już dawno zapomniany tor.
Zakończenie powieści spowodowało, że koniecznie muszę sięgnąć po kontynuację, ponieważ moją głowę zaprząta teraz naczelna myśl: "I co teraz?".
Recenzja znajduje się również na ...