UWAGA! Recenzja może zawierać spoilery z tomu pierwszego.
Ostatni Imperator nie żyje.
Elend przejął władzę w mieście, ze swoją zrodzoną z mgły u boku. Na młodego króla czyha jednak nie małe niebezpieczeństwo: do jego miasta zbliżają się złowrogie armie. Utrzymanie go z małymi siłami i zapasami może być nie lada wyzwaniem. Nawet allomantycznie zdolności Vin oraz jego przyjaciół mogą okazać się niewystarczające.
Nie jest to jednak ich jedyne zmartwienie. Do grupy powoli dochodzi, że zabijając Ostatniego Imperatora mogli obudzić coś o wiele straszniejszego.
?Z mgły zrodzony? był cudowny. Naprawdę, pokochałam świat Sandersa, jego pomysły i jego bohaterów. Niestety, jego zakończenie dało mi do myślenia: autor wyraźnie miał plan postawić na młodszych bohaterów w następnych częściach, co wcale mi się nie uśmiechało. I jak się później okazało ? zupełnie słusznie.
Kelsier, przywódca rebelii z tomu pierwszego może i niby miał prawie czterdzieści lat, ale swoim zachowaniem, wigorem, przypominał w miarę doświadczonego dwudziestoparolatka. Gdy go zabrakło, patyczek przejęli ludzie w tym właśnie wieku... zachowujący się jak nastolatkowe. Cóż, Sanders chyba ma dar do tworzenia ludzi młodych duchem. W ten sposób z dość poważnej fantastyki stworzył historię, która ma w sobie naprawdę wiele elementów powieści młodzieżowej, a ja za takimi raczej nie przepadam, zwłaszcza, jeśli chcą udawać poważną historie.
Ale spokojnie, nie jest tak źle, jak mogłoby się wydawać. Najzwyczajniej w świecie ?Studnia wstąpienia? ma więcej problemów, niż ?Z mgły zrodzony?, ale to dalej dobra historia. By móc zakończyć bardziej pozytywnie, najpierw wyjaśnię, co nie grało mi w związku z głównym wątkiem książki.
Tom pierwszy był zdecydowanie bardziej kameralny. Mamy proste zadanie ? obalamy imperatora. Nie jesteśmy strategami, nie jesteśmy wodzami, a złodziejami. I mamy kaprys, by obalić tego, który rządzi. Nie musimy być nawet inteligentni, by to planować. W takie historie łatwiej jest mi uwierzyć i wybaczyć im więcej błędów. W kontynuacji niestety sytuacja jest już o wiele potężniejsza: jednym z głównych bohaterów jest król. Wypadało by wiec, aby powaga została zachowana.
Niestety, o ile Elend sprawdziłby się jako uczeń skryby o tyle królem, przynajmniej początkowo, jest okropnym. To po prostu głupi dzieciak?filozof, który nie wiem jakim cudem utrzymał władze przez rok. Niby ma nauczyciela, ale szczerze mówiąc, jego rady są często nie mniej banalne i dziecinne. Mam wrażenie, że Sanders nie jest najlepszy z polityki, a to właśnie taki wątek odgrywa tu ważną rolę i autor nie potrafił zachować w nim odpowiedniej powagi. Wprawdzie zdaje sobie sprawę z tego, że Elend to żaden król, ale nie potrafi go za nic w naturalny sposób do bycia władcą doprowadzić.
Kolejnym problemem historii, z powodu jej młodzieżowego wydźwięku, jest wątek romantyczny. W pierwszym tomie nie grał on tak istotnej roli, więc nie miałam się czego czepiać: w tym jednak już muszę. Związek Vin z Elendem jest tak niewinny, że aż niemożliwym jest uwierzenie w niego. Błagam, oni nawet śpią osobno! A gdy zrodzona chce go pilnować i odpocząć, zasypia na dywanie pod jego nogami, niczym pies. Naprawdę...? Cóż, z resztą ona sama jako postać też ma sporo problemów sama ze sobą. Jej zachowania często są głupiutkie, niedojrzałe. I nie miałabym nic przeciwko, gdyby tak jak Elend nie była aż tak istotną postacią...
Powyższe problemy ciągną się przez około 3/4 historii ? dopiero pod koniec to wszystko jakoś traci na znaczeniu. Bohaterowie w nieco sztuczny sposób, ale jednak dorastają, dając nadzieję, że kolejny tom może być pod tym względem lepszy.
Poza tymi aspektami właściwie większość zalet części poprzedniej jest i tutaj. Uwielbiam pomysł Sandersa związany z kandrami, czyli stworzeniami dostosowującymi swój kształt do kształtu swojego posiłku oraz z kolossami. Postacie poboczne, takie jak Dockson, czy Sazed są naprawdę doskonale wykreowane. Książkę czyta się bardzo szybko, a zwroty akcji i dobrze prowadzona narracja sprawdzają, że trudno się przy niej nudzić.
To, co dzieje się w tle historii i nie dotyczy polityki samej w sobie jest zdecydowanie ciekawsze od wątku głównego. Tajemnice związane z mgłą budzą ciekawość, zmuszają, by się tym bać, martwić, interesować... w przeciwieństwie do tego, co zwykle dzieje się w Luthadel.
Nie powiem, bym nie bawiła się dobrze, czytając ?Studnię wstąpienia?. Szkoda tylko, że autor w ten sposób rozwiązał całą sytuacje: naprawdę mógł bardziej skupić się na dorosłych bohaterach, a nie dzieciakach, które cały czas muszą dorosnąć i nie potrzebują aż tyle czasu na kartach powieści. Książka pewnie zyskałaby, gdybyśmy więcej czasu spędzili w głowie innych bohaterów, naszego króla i allomantkę obserwując z daleka. Niemniej, kontynuacja jest warta uwagi, głównie przez świat przedstawiony wymyślony przez Sandersa.