"Kochałbym cię już zawsze, gdybym tylko miał szansę..."
Do lektury "Serca ze szkła" Emmy Scott podchodziłam z niemałą rezerwą. Pewnie nie tylko ja zauważyłam, że w ostatnim czasie na rynku wydawniczym, jak grzybów po deszczu, pojawiło się mnóstwo podobnych, ckliwych powieści, w których motywem przewodnim jest śmiertelna choroba i nieubłaganie kurczący się czas, a ten bohaterowie pragną rozpaczliwie zatrzymać i przynajmniej spróbować wycisnąć z niego ile się da. Jedne z tych tytułów są bardziej udane, inne mniej, a rozkwitająca na kartach powieści miłości zawsze jest romantyczna, wyrozumiała i wniesiona na inny, jakby wyższy poziom. Nie wiem, z czego właściwie wynika ta tendencja i nie jestem pewna, czy chcę wiedzieć, dopóki historie pisane na takim, bądź co bądź oklepanym już schemacie wciąż są dobre i nie bolą w oczy. Najwyraźniej aktualnie literaturę opanował szekspirowski trend tak, jak jeszcze do niedawna prym wiodły książki o miłości rodzącej się pomiędzy diabelnie seksownym milionerem a cichą, nieśmiałą dziewczyną, nieświadomą własnej kobiecości. Niestety co za dużo to niezdrowo, więc mam nadzieję, że w najbliższych czasie nie zostaniemy zbombardowani tylko takimi publikacjami, bo szkoda byłoby, żeby te naprawdę dobre i z potencjałem zginęły w tłumie.
Niewątpliwie jedną z tych bardziej udanych opowieści jest właśnie Serce ze szkła. Tym razem jednak śmiertelną chorobą dotykającą bohaterów nie jest nowotwór, tylko niewydolność serca, a zamiast bad boya i zwyczajnej dziewczyny, mamy Kacey - pogubioną w życiu, spragnioną ciepła i czułości młodą gitarzystkę z potencjałem, która nie wie kim jest ani czego chce, a przytłoczona ciężarem życia, które mieści się w małej torbie, ucisza głód bliskości alkoholem, oraz Jonah - utalentowanego, błyskotliwego, mocno zdyscyplinowanego i niezwykle skromnego mistrza szkła, który pragnie coś po sobie pozostawić, żyjąc przy tym z dnia na dzień, według pieczołowicie przygotowanego harmonogramu. Trochę to na opak w porównaniu z większością brylujących na rynku książek, ale dzięki temu choć trochę inne, świeże. Podobnie zresztą jest z samymi bohaterami. Na pierwszy rzut oka oboje różnią się od siebie absolutnie na każdej płaszczycie ? odmienne priorytety, charaktery i zupełnie różne sposoby bycia, ale kiedy poznajemy ich bliżej, raptem okazuje się, że to dwie niedoskonałości, które się uzupełniają, chronią i po prostu dobrze czują w swoim towarzystwie. Są jak puzzle, które po długim czasie w końcu się dobrały i razem wskoczyły na właściwe miejsce, tworząc całość. Powiecie, że temat przyciągających się przeciwieństw to też strasznie wyświechtana kwestia. Owszem, ale o tym przyciąganiu też trzeba umieć napisać tak, by słowa przekazywały coś więcej niż tylko schemat.
(...) Serce ze szkła to powieść idealna dla tych, którzy z chęcią zaczytują się w poruszających i pięknych historiach miłosnych, choć bardziej wrażliwi powinni mieć świadomość, że lektura może skończyć się dla nich uronieniem kilku łez, więc chusteczka, albo dwie mogą się przydać. Myślę, że historia Kacey i Jonah raczej was nie zaskoczy, bo od początku do końca wiadomo, do czego finalnie nas doprowadzi, ale jestem pewna, że choć na chwilę zaczaruje waszą rzeczywistość, zamykając ją w hartowanej szklanej kuli wypełnionej wyłącznie oddechem. To powieść o intensywnej, szczerej, ale niespodziewanej pierwszej miłości, która wykradała momenty, bo nie miała szans na więcej, a mimo to, gdy nadszedł koniec, nie żałowała ani chwili.
http://www.smooky.pl/2017/10/69-serce-ze-szka-emma-scott.html