Tego typu książkę byłby w stanie napisać pierwszy lepszy hodowca krów. Polski hodowca. Taki, który posiada niewielkie gospodarstwo, liczące do trzydziestu sztuk rogacizny. Wymienić imiona krów, opisać ich szczególne zachowania. Pozachwycać się tym, że udało się trafić w niszę, gdzie krowy hodowane są w sposób naturalny, to znaczy żywią się tym, co chcą i w takich ilościach, w jakich mają ochotę. I ani słowem nie napomknąć o uboju. A przecież krowy hodowane są przez autorkę na mięso. Na mleko było zbyt niewygodnie. Ech, ci ekolodzy. Do poczytania dla tych, którzy krowy na własne oczy nie widzieli. Jeśli chcą się zapoznać.