Każda rodzina ma swoje sekrety, które czekają, by je odkryć.
Bujany na Podlasiu stały się sceną nowej książki Renaty Kosin. Stary dworek, przekazywany z pokolenia na pokolenie w rodzinie Leny, teraz należy do niej. Dom z duszą, jak wiele innych wiekowych budynków, w którym mieszkają wspomnienia wszystkich wcześniejszych jego mieszkańców. Dom, który żyje tykającymi zegarami i zegarkami, należącymi do zmarłego dziadka kobiety. To właśnie zegarki stały się dla Leny inspiracją do tworzenia oryginalnej i niebanalnej biżuterii.
Dźwięki zlały się w jedno brzmienie przypominające grę setek świerszczy. Cykanie, tykot, szelest, szmer i stukot. Szum dziesiątek balansów, kół wychwytowych, inka bloków i kotwiczek. Setek trybików i trybów wprawianych w ruch przez porządnie naciągnięte sprężyny zwinięte w kształt ślimaków (?) Wszystko razem i jednocześnie każde z osobna, jakby domagając się odrębnej uwagi. Miła dla ucha kakofonia, która nigdy nie milkła dzięki kluczykom, szyszkom na długich łańcuchach i koronkom w ręcznych mechanizmach czasomierzy.
Sekret zegarmistrza jest nieszablonową powieścią. Znajdziemy w niej sagę rodzinną, powieść obyczajową, trochę historii i wątku kryminalnego. Całość prezentuje się nadzwyczaj dobrze. Historia przedstawiona w książce sięga drugiej połowy XIX wieku. To wtedy postawiono dom i z tego okresu pochodzi pamiętnik, który Lena znajduje w trakcie remontu. Nadpalony dziennik i jego dzieje zaprowadzą Lenę aż do Prowansji. Przy okazji kobieta odkryje rodzinne sekrety skrywane przez lata.
Sam zegarmistrz, gdy byłam dzieckiem, kojarzył mi się po trosze z czarodziejem. Bo przecież w tym zawodzie jest trochę magii. Miałam takiego zaprzyjaźnionego pana niedaleko swojego domu. Chodziłam tam, oglądałam zegary i zegarki, które ludzi przynosili do naprawy. Przyglądałam się jak dostają swoje kolejne życie, jak ich delikatne mechanizmy zaczynają znów ożywać. Czyż to nie jest magiczne. Tyle delikatnych ?instrumentów? w jednym maleńkim urządzeniu. Niesamowite.
Oczyma wyobraźni zobaczyła smutną dziewczynę, potajemnie przelewającą na papier swe niepokoje i rozterki. Być może nie miała nikogo na tyle bliskiego, by się nimi podzielić. Nikogo, kto by ją obronił przed złem, z którego chyba nie do końca zdawała sobie sprawę. Świadczyły o tym ostatnie jej zapisy. Stały się mniej melancholijne, jakby rzeczywiście w końcu nastąpił kolejny przełom. Pojawiały się słowa mówiące o nadziei na nową przyszłość (?) Może ktoś celowo uśpił jej czujność, by tylko jak już zacznie nabierać wiary w lepsze jutro, w ogóle ją tego jutra pozbawić.
Nie znałam wcześniej prozy Renaty Kosin, zresztą różnie u mnie bywa z polską literaturą współczesną. Czytuję od czasu do czasu, nieregularnie. Bardzo się cieszę, że trafiłam na tę książkę. Historia okazała się bardzo ciekawa i emocjonująca. Poszukiwania we własnym drzewie genealogicznym zawsze są pasjonujące. Tajemnice zawarte w książce i wątek kryminalny dodają powieści smaczku i sprawiają, że nie odczuwa się podczas lektury upływającego czasu, a kartki dosłownie same się przewracają.
Nasze losy splotły się, jakby wreszcie miało wypełnić się przeznaczenie, bo dopiero wtedy wszystko się unormuje i wróci na właściwe miejsce. A ja przecież niczego nie pragnęłam bardziej niż tego, by wreszcie odzyskać spokój. Wiem, wydaje się to głupie, ale ja w to naprawdę wierzę. Muszę, bo jedynie ta wiara pozwala mi przetrwać.
Bohaterowie wykreowani przez Kosin nie są papierowi. Każdy ma swoje sekrety, które z wielką chęcią poznajemy. Każdy ma charakterek i trochę za uszami. Nie ma postaci czarno-białych. Jest kolorowo, co nie znaczy, że tandetnie czy jarmarcznie. Kolorowe są Bujany, kolorowi jej mieszkańcy, a najbardziej zagadkowa i barwna zdaje się Honorata, starsza pani, której nie sposób nie polubić. Same Bujany zostały tak pięknie opisane, że z chęcią zapuściłabym się tam i spędziła choć chwilę.
To miejsce ma w sobie szczególna moc. Wycisza wszystko, co jest zbyt jaskrawe, co męczy nie tylko oczy, ale i umysł. Wyostrza i rozjaśnia z kolei to, co jest zbyt stłumione i dlatego niedostrzegane.
Renata Kosin posługuje się lekkim stylem i plastycznym językiem. Sekret zegarmistrza czytało mi się naprawdę wyśmienicie. Moje pierwsze spotkanie z pisarką i taki sukces. Nie wiem, jak przedstawia się reszta jej książek, ale jeśli są tak dobre, to z chęcią je poznam. W tej powieści widać nieprawdopodobną miłość do rodzinnego Podlasia. Sama autorka mówi, że jest prowincjuszką z urodzenia i z wyboru, marzycielką, która nie przepada za wielkomiejskim zgiełkiem. I to czuje się w jej prozie. Polecam szczególnie osobom lubiącym powieści współczesne pisane przez kobiety, miłośnikom sag wielopokoleniowych i książek obyczajowych.
Nie należało powtarzać błędów, za to naprawić te już dokonane, przerwać błędne koło i utopić w bezwzględnej ciszy to dziwne fatum, wciąż żywe, choć ci, których dotknęło jako pierwszych, już dawno poumierali (?) Pozwolić, by stare sprawy zostały pogrzebane, a duchy zmarłych odeszły.
Po to, by wreszcie zrobić miejsce żywym.
Chyba udam się na strych w poszukiwaniu własnych tajemnic?