RIO ANACONDA (twarda)

książka

Wydawnictwo Zysk I S-Ka
Oprawa twarda
  • Dostępność niedostępny

Opis produktu:

W książce autor opisuje kolejną ze swoich wypraw w głąb amazońskiej dżungli, którą podjął w poszukiwaniu jednego z izolowanych od współczesnej cywilizacji plemion indiańskich.

 `Jestem wydawcą od wielu lat, przeczytałem tysiące maszynopisów. Ten zrobił na mnie ogromne wrażenie. `Río Anaconda` to opowieść przygodowo-podróżnicza. Trzyma w napięciu jak kryminał, a jednocześnie rozśmiesza do łez. I zapewniam Was: w trakcie lektury będziecie się śmiać na głos! A przy okazji jest to historia prawdziwa. Nie trzeba lubić Autora, żeby polubić tę książkę, bo czy się komu Cejrowski podoba, czy nie, trzeba przyznać, że opowiada bardzo ciekawie. Fantastyczne dialogi! Doskonałe zdjęcia! A wady? Jeżeli są, szukajcie ich sami, ja nie znalazłem. No, może poza jedną: po czterystu stronach opowieść się kończy.`
  Tadeusz Zysk, wydawca


Wojciech Cejrowski - ekscentryk z fantazją i niezwykłym poczuciu humoru, podróżnik, fotograf, dziennikarz radiowy i telewizyjny (WC Kwadrans, Z kamerą wśród ludzi). Od 25 lat organizuje wyprawy w najdziksze zakątki kuli ziemskiej. Jako trzeci w historii Polak został przyjęty do Królewskiego Towarzystwa Geograficznego w Londynie (Royal Geographical Society). oraz do Explorers Club w Nowym Jorku. Mieszka na rancho w Arizonie. Tam pisze swoje książki.
S
Szczegóły
Dział: Książki
Wydawnictwo: Zysk I S-Ka
Oprawa: twarda
Okładka: twarda
Wprowadzono: 04.09.2014

RECENZJE - książki - RIO ANACONDA

5/5 ( 17 ocen )
  • 5
    17
  • 4
    0
  • 3
    0
  • 2
    0
  • 1
    0

WARriorka

ilość recenzji:261

brak oceny 2-12-2010 09:03

Wojciech Cejrowski to osoba niezwykle fascynująca i ciekawa, to człowiek godny zainteresowania. A jego książka pt. Rio Anaconda? To lektura wyśmienita. W książce tej autor-podróżnik opowiada o swoich przygodach w amazońskiej dżungli. Nie zdradzi on dokładnego miejsca swojego pobytu, aby uchronić mieszkających tam Indian przed turystyką... ale zarazem opowie nam o nich wiele, o ich religii, o ich wierzeniach, o ich sposobie myślenia. Książka jest napisana niezwykle ciekawym językiem, czyta się ją z ogromną przyjemnością. Polecam wszystkim marzącym o dalekich podróżach!!!

mapu

ilość recenzji:863

brak oceny 15-12-2016 14:44

Świetnie napisana (lub wysnuta) historia podróży Wojciecha Cejrowskiego do zapomnianego plemienia położonego gdzieś głęboko w amazońskiej dżungli. Tam, gdzie nie dociera sygnał komórkowy, butelki Coca - coli, ani ubrania i kultury białego człowieka. Tam, gdzie czas się zatrzymuje, a ludzie żyją w zupełnie innym systemie wartości. Gdzie biały człowiek, bez przewodnika, po prostu zginie.

Podróżnik WC wyrusza do dżungli w towarzystwie przewodnika. Ze strzelbą, wyładowaną po brzegi łódką i tak wiosłują przez kilka tygodni. Od wioski do wioski, docierają wreszcie do miejsca nieskażonego przez cywilizację Zachodu.

Jest zabawnie, bywa groźnie, a przede wszystkim - to opowieść inteligentna, dająca do myślenia, o sporej wartości literackiej. Kto lubi czytać, czerpiąc z lektury rozrywkę, ale i myśląc - przeczyta "Rio Anaconda? jednym tchem. Mnie się udało, a historie spisane przez Cejrowskiego na długo zostały w mojej głowie. Jedna z moich ulubionych książek podróżniczych!

Kania Frania

ilość recenzji:4

brak oceny 30-08-2016 08:12

My, ludzie XXI wieku Indian znamy głównie ze starych, dobrych, amerykańskich westernów. Dla nas to nieco groteskowi, czerwonoskórzy goście z barwnymi pióropuszami na głowach, z głośnym, charakterystycznym okrzykiem atakujący "bladych" zdobywców z Europy. A przecież Indianie nie są tylko bohaterami stworzonymi na potrzeby hollywoodzkich produkcji, to żywi ludzie wciąż ukrywający się gdzieś na olbrzymich połaciach Puszczy Amazońskiej. Przed czym? Przed buciorami cywilizacji... Czyli tym wszystkim, czym pragniemy ich "uszczęśliwić".

To o Indianach jest głównie ta Opowieść. Opowieść konkretna, szczególna i wyjątkowa, a napisana przez jednego z najbardziej cenionych polskich podróżników, Wojciecha Cejrowskiego. To za nim podąża czytelnik, na początku zapoznając się ze specyficznym klimatem Ameryki Łacińskiej, a następnie z rzeczywistością "granicznych" wiosek, zamieszkanych przez lud rozdarty między cywilizacją a tradycją. Szlak prowadzi aż do miejsca odludnego. Osławionych Dzikich Ziem, na których wspomnienie włos sam jeży się na głowie. To miejsce, gdzie nie zapuszczają się nawet najwięksi śmiałkowie. Tam przecież mieszkają Dzicy. Tak, CI Dzicy.

"Rio Anaconda" została napisana z wielkim... rozmachem. To jedyne odpowiednie słowo. To powieść bardzo przemyślana, od początku do końca (konkretnie 429 strony). Uzależnia jak narkotyk i naprawdę nie można się od niej oderwać. Wojciech Cejrowski po raz kolejny udowadnia, że jest niezrównanym gawędziarzem. I to nie tylko na szklanym ekranie. Ze słowem pisanym radzi sobie równie wspaniale, właściwie miejscami ma się wrażenie, że tej książki wcale się nie czyta, ale słucha albo ogląda. A opowiadający mówi tak barwnie, że można by przysłuchiwać się przez wiele długich godzin. W środku czytelnik znajdzie kilogramy anegdot, zabawnych historyjek, dygresji, poczynionych obserwacji i błyskotliwych uwag. Nie tylko na temat Indian.
Znane w Europie hasło Wszystkie dzieci nasze są, u Indian zostało wcielone w życie już dawno, dawno temu. Tym bardziej, że w maloce słychać czasami także i takie słowa: Pożycz żonę, bo mi trochę zimno.
Cejrowski podczas swojej podróży musi zmierzyć się z licznymi niebezpieczeństwami. W tym z tym największym, magią. Miejscami trudno dać wiarę jego opowieści, tak bardzo roi się w niej od niezwykłości. Ale czy coś takiego jest w stanie ktokolwiek wymyślić? A tym bardziej racjonalny człowiek XXI wieku, który nauczył się poznawać świat tylko poprzez "szkiełko i oko"? Bardzo wątpliwe.

Historia przyjaźni podróżnika i ostatniego szamana plemienia Carapana to zdecydowanie najpiękniejszy i najbardziej ujmujący element tej książki. Dwa światy, dwie osobowości i rzeczywistości, które w końcu się spotkały. I zaczęły przyciągać się jak magnes. W tle tylko słyszymy echa końca. Końca Dzikich Indian. Jak pisze Wojciech Cejrowski, w końcu i w ich wiosce pojawią się pierwsze majtki.

"Rio Anaconda" to wspaniała lektura, podczas której trudno uniknąć żywiołowego śmiechu, ale i gorzkiej refleksji. Niestety nieuniknionej.

Lidka

ilość recenzji:38

brak oceny 30-12-2015 17:14

Po raz kolejny Wojciech Cejrowski zabiera nas w niezwykle kolorową przygodę. Celem naszej podróży są lasy amazońskie. Siedząc w wygodnym fotelu przed kominkiem, myślami przenosimy się w malownicze miejsce. Oczami wyobraźni widzimy przesycone zielenią lasy, nieujarzmioną dzikość natury. Staje się to możliwe dzięki książce podróżniczej ?Rio Anaconda?. Co jest w niej takiego elektryzującego? Niezwykle plastyczne opisy przyrody, kultury i zwyczajów plemion. Jest to również ?luźny? i lekki styl autora. Nie są to tylko suche fakty, a ciekawie opowiedziana opowieść, którą czytelnik poznaje z zapartym tchem. Przedstawione wydarzenia niekiedy przyprószone są nutką grozy, w cieniu czai się niebezpieczeństwo, do krwi wydziela się adrenalina. Mamy szanse poznać naturalne mechanizmy życia, które obmyśliła sama przyroda. Co więcej, tekst jest gęsto poprzetykany zdjęciami zrobionymi przez samego autora. Dzięki nim odległość do równika w magiczny sposób zmniejsza się, a my możemy usłyszeć dochodzący z oddali śpiew ptaków czy szelest liści na deszczu.

Agentka Wilczex

ilość recenzji:45

brak oceny 12-02-2012 14:23

Bardzo rzadko piszę recenzję od razu po zamknięciu książki. Wszystko musi się "przetrawić", nabrać kształtu, który mniej lub bardziej nadaje się do upublicznienia. W tym przypadku przychodzimy na gotowe - kształt już został nadany. Kształt bez kształtu. Nie rozumiecie? Zrozumiecie, kiedy przeczytacie "Rio Anaconda".

Jako dziecko zaczytywałam się w książkach Szklarskiego o przygodach Tomka. Kochałam je a jednocześnie trochę mnie drażniło to, że przygoda była oddzielona od wiedzy, przypisy były bardzo obszerne, napisane, jak to przypisy, bardzo małym druczkiem. Strasznie mnie męczyły i przyznaję się bez bicia, że często je omijałam, bo - jak reklamy na Polsacie - zwykle pojawiały się w najciekawszym momencie historii.

Tu jest inaczej. Nie dość, że pomimo przestrogi znajdującej się na początku książki, żeby przypisów nie czytać, przypisy czytałam, to na dodatek czytałam je z przyjemnością. Informacje zostały tak wplecione w fabułę, że nawet się ich nie zauważa. A opisy... palce lizać! Z reguły nie lubię opisów przyrody i innych tego rodzaju "zapełniaczy stron", a "Nad Niemnem" śni mi się po nocach. "Rio Anaconda" mogłaby być jednym wielkim opisem i wcale by mi to nie przeszkadzało! Czary, czy co? Na szczęście jednym wielkim opisem nie jest, bo dialogi są po prostu genialne!!

Cejrowski umie opowiadać. I chyba naprawdę ma w sobie trochę szamańskiej Mocy, bo nawet kiedy np. w "Po mojemu" mówi rzeczy, z którymi w żaden sposób zgodzić się nie mogę - słucham....hmm...pełnymi uszami. ;) Gdyby to samo powiedział ktoś inny, dostałby w papę i tyle.

Tak samo jest z "Rio Anaconda". To, co się tutaj dzieje, przechodzi wszelkie pojęcie. Gdyby opowiadał mi to najlepszy przyjaciel, nawet po kilku głębszych bym nie uwierzyła. A tymczasem... nie sposób nie wierzyć! Znikające ścieżki, duchy, telepatia, czytanie w myślach... To niemożliwe! A jednocześnie... prawdziwe. Czytałam kiedyś książkę o Aborygenach. Też opanowali sztukę telepatii. W "Rio Anaconda" też się pojawiają. Zbieg okoliczności?

Tej książki nie można przeczytać ot, tak sobie i zająć się swoimi sprawami. Ja próbowałam. Zrobiłam sobie kawę, zasiadłam do biurka i co...?

I znowu siedzieliśmy nad brzegiem rzeki. Moczyliśmy pięty...
- Widzisz coś w tej wodzie, gringo?
- Nie.
- To czemu tak czujnie patrzysz?
- Czujnie? Wydaje Ci się. Po prostu ma dzisiaj kolor kawy z mlekiem, a ja dawno nie piłem kawy...

Jak widzicie nie można się od tej książki uwolnić. Obawiam się, że dzisiejszy dzień upłynie mi pod znakiem nostalgii i tego specyficznego rodzaju rozkojarzenia, którego nie umiem nazwać. Takiego, które zostaje po obejrzeniu dobrego filmu - wiesz, że nie był o Tobie a w jakiś sposób czujesz, że Ciebie dotyczy...

Żeby nie przeciągać tej i tak już pokrętnej recenzji, pozachwycam się jeszcze tylko wydaniem. Piękna okładka, cudna kolorystyka, a w środku... miód i orzeszki! Sporo (ale ciągle za mało!) prześlicznych zdjęć, papier przyjemny w dotyku ( i ładnie pachnie), nawet takie szczegóły jak numeracja stron utrzymane zostały w podróżniczej, intrygującej konwencji. Dla mnie bomba!

Właścicieli kotów ostrzegam - zaczniecie inaczej na nie patrzeć. A raczej... dostrzegać to, jak one patrzą na Was.

Jarek

ilość recenzji:28

brak oceny 11-12-2010 22:55

Wojciech Cejrowski jest postacią rozpoznawalną w Polsce, nikomu więc przedstawiać go nie trzeba. Znany ze swych zdecydowanych katolicko-prawicowych poglądów i kontrowersyjnych wypowiedzi pierwszy kowboj RP ma też drugą twarz. Po raz pierwszy zetknąłem się z nią, podobnie jak wielu innych ludzi, za sprawą programu „Boso przez świat”. Chodzi mi o Cejrowskigo-obieżyświata, człowieka z fascynującą pasją życiową, który dodatkowo posiada wybitny dar opowiadania. Wspomniany talent, nietuzinkowy charakter i spora dawka humoru uczyniły z telewizyjnego cyklu coś, co w kategorii programów podróżniczo-przyrodniczych moim skromnym zdaniem pobiło na głowę konkurencję i wprowadziło zupełnie nową jakość. Tego faceta słucha się z uwagą i trudno oderwać się od jego opowieści o odległych (czasami nawet bardzo) kulturach i krajach. Niewielu tak umie!
Cóż, nie będę pierwszym i nie ostatnim, który napisze, że z poglądami pana W.C. na ogół nie zgadzam się dokumentnie. Bardzo często mnie irytują, często skłaniają do zastanowienia się, czy Cejrowski wypowiada je na pokaz, na złość przeciwnikom i pod (swoją) publiczkę, bo w sumie - jakby nie patrzeć - jest też dziennikarzem i „zwierzęciem medialnym”. Światopogląd światopoglądem, ale kiedy miałem okazję nabycia książki „Rio Anaconda” po nieco obniżonej cenie, nie zastanawiałem się długo. Byłem po prostu ciekawy, czy spodoba mi tak samo, jak „Boso przez świat” i czy autor potrafi umiejętnie przelać na papier swoje historie…
A papier w książce jest pierwszej jakości. Po jej otwarciu widzimy pięknie wyrysowaną mapkę pogranicza brazylijko-wenezuelsko-kolumbijskiego, a w środku sporo kolorowych zdjęć z wyprawy. Krótkie podrozdziały poprzedzielane są informacjami o wężach w dżungli, koce i kokainie, śmierci i duchach w kulturze Indian Ameryki Południowej, indiańskim jedzeniu, tamtejszych kobietach czy starcach. Jest też wiele innych ciekawostek.
Wydawca na okładce zapewnia, że czytelnik śmiać się będzie na głos i rzeczywiście nie są to czcze obietnice. Czasami trudno powstrzymać się od śmiechu, choć w niektórych z opisywanych sytuacji sam relacjonujący bynajmniej nie czuł się radośnie.
Wraz z autorem podróżujemy przez Kolumbię – kraj skorumpowany i niebezpieczny, gdzie miejscami rządowi żołnierze jeśli są w stanie kogoś bronić, to jedynie samych siebie (i swoje strażnice), gdzie głównym interesem jest produkcja i sprzedaż kokainy. Guerrilla nie oznacza walki o prawa najbiedniejszych, tylko zorganizowane grupy bandziorów, finansowane dzięki narkotykom i gotowe w najokrutniejszy sposób rozprawić się z przeciwnikami i zdrajcami. Właściwie w Kolumbii trwa stan permanentnej wojny domowej i łatwo się domyśleć, kto jest zawsze najbardziej poszkodowany.
Cejrowski zmierza jednak do lasu amazońskiego, bo on i poznanie wewnętrznych plemion Indian Carapana stanowią prawdziwy cel podróży. Jacy okazują się Dzicy?
Nie znają skarpetek, majtek ani proszku do prania. Wspomniane rzeczy nie są im jednak w najmniejszym stopniu do czegokolwiek potrzebne. Tak jak biały człowiek. Wiodą proste życie i przez to wydają się bardziej autentyczni od nas. Seks (czyli pinga-pinga) jest dla nich czymś naturalnym i niewstydliwym. Ludzi starszych otacza szacunek, gdyż przez całe życie zgromadzili Moc, czas i doświadczenie; nikt nie umiera w samotności. Indianie nie są obarczeni lękami i rzadko dotykają ich choroby psychiczne, jeśli do tego dojdzie podobno szamani są w stanie ich wyleczyć. Oczywiście, odczuwają strach, ale ten jest uzasadniony i potrzebny, bo w dżungli czyha cała masa zagrożeń w postaci jadowitych węży i pająków, piranii, jaguarów, owadów potrafiących składać jaja w ciele człowieka i wielu innych stworzeń, za spotkanie z którymi każdy serdecznie by podziękował. Strach jest dobry – jak mawia poznany przez Cejrowskiego szaman z wewnętrznego szczepu i trudno w tym przypadku się z nim nie zgodzić. Przeciętny mieszkaniec zachodniej Europy wrzucony nagle w taki świat nawet przy największym szczęściu nie przeżyłby kilku dni. Bez wiedzy, jaką posiadają Dzicy na niewiele zdałyby się zdobycze cywilizacyjne.
Schorzenia wynikające ze zwykłego przeżarcia i ogólnie niezdrowego trybu życia typu otyłość, miażdżyca czy nadciśnienie – a cóż to takiego? Carapana jedzą, by wypełnić brzuch, byleby mieć energię do funkcjonowania i nie przejmują się brakiem przypraw czy jakością pożywienia – proste jak kij od szczotki.
Z czasem wspomniany szaman staje się przyjacielem autora i opowiada panu W.C. o rzeczach, które są poza naszym pojmowaniem i wykraczają poza poznany świat fizyczny.
I tu czytający może zadać sobie pytanie: na ile Cejrowski koloryzuje? No bo jeżeli czynił tak sam Ryszard Kapuściński, dlaczego pan Wojciech nie miałby pu[...] wodzy wyobraźni? Istotne jest również do jakiego stopnia wolno opowiadającemu upiększać i podbarwiać? Nie wiem, ale jeśli większość, a przynajmniej „trzon” relacji z podróży jest prawdą, w takim razie chylę czoła.
„Rio Anaconda” jest lekturą nietuzinkową, świetnym sposobem na konstruktywne spędzenie wolnego czasu. Oferuje wędrówkę w tajemniczy, groźny i odległy świat, czyli prosto do serca amazońskiej dżungli. Tam, gdzie ludzie nie naruszyli jeszcze naturalnego porządku, ku zagładzie wielu gatunków flory i fauny…
… a gdzie prędzej czy później trafią buldożery i drwale, by wszystko zniszczyć.

slavosky

ilość recenzji:48

brak oceny 18-09-2010 14:12

Książka Cejrowskiego jest olbrzymią kopalnią informacji i anegdot o Latynosach, Indianach i południowoamerykańskiej dżungli. Przekonamy się między innymi, że poligamia dla indiańskiego wodza to przykry obowiązek, a nie przyjemność, poznamy bardzo atrakcyjny sposób przyrządzania chichy (stare Indianki mieszają toto z własną śliną), wreszcie dowiemy się, kto komu szaman Cejrowskiemu czy na odwrót - wysysał śmiertelny jad z pewnej, hm, niesfornej części ciała. /
Książka jest zbudowana tak, by schematem fabularnym przypominać wyprawę do jądra ciemności od zamieszkanego przez cywilizowanych Latynosów miasta Mitu, poprzez stację przestankową - wioskę indiańską ucywilizowaną połowicznie i utrzymującej sporadyczny kontakt z Białymi - aż do prawdziwych Dzikich Plemion, gdzie jest naprawdę niebezpiecznie i tajemniczo. Słowem, napięcie rośnie, a im dalej w dżunglę, tym więcej zaskoczeń i wrażenia obcowania z naprawdę innym światem. /
Można czytać Rio Anacondę jak science fiction - Indianie jako odpowiednik Obcych, gdyż mają naprawdę inną mentalność i żyją w innym świecie a może to raczej my jako ludzie przyszłości dla nich. Można też jak fantasy nie wiem, na ile autor koloryzuje, ale wydarzeń z cyklu schowaj racjonalizm w kąt jest mnóstwo telepatia, jasnowidzenie, wchodzenie w umysły zwierząt, wymazywanie wspomnień, komunikacja podświadoma (z pominięciem języka) czy celowe zakrzywianie czasoprzestrzeni, by biały człowiek wiecznie błądził po dżungli to tylko niektóre z możliwości szamanów z plemion Carapana. Prawda, że przypomina to raczej serial Herosi, niż relację z rzeczywistej wyprawy? Z większością tych zjawisk autor miał zresztą bliski kontakt (na niektóre był odporny, ponieważ brakowało mu wiary). Zostało niepokojące pytanie czy Indianie w to wierzą, bo to jest prawdziwe, czy jest to prawdziwe, ponieważ oni w to wierzą? Możliwości trzeciej autor to wszystko wymyślił jakoś trudno brać pod uwagę, zwłaszcza, że deklaruje się on jako man of science, man of faith, i sądzi, że owe tajemnicze siły zostaną kiedyś poddane naukowemu opisowi. Jednoznacznie ostrzega przed traktowaniem tych zjawisk dla zabawy. Dla Indian ten świat nigdy nie jest przedmiotem przesadnej ciekawości; to Biali zrobili z nieszkodliwej koki kokainę, a z okultyzmu i narkotycznych tripów - hobby. Indianin o wiele mniej boi się węży, piranii (i w ogóle - śmierci) niż tego, że podpadnie szamanowi obcego plemienia. /
Ów aspekt książki, gdy staje się ona młotem na racjonalistów, osobiście wydał mi się najciekawszy, ale książka powinna spodobać się każdemu, kto lubi posmak egzotyki i przygody, z dodatkowym miłym poczuciem, że to zdarzyło się naprawdę, nawet jeśli autor trochę koloryzuje, w końcu wolno mu. No i to przekonanie, że mamy do czynienia z czymś, co na naszych oczach odchodzi bezpowrotnie w przeszłość Dzikich Plemion jest w roku na rok coraz mniej, a walec cywilizacji niszczy je nieubłaganie.

ixinska

ilość recenzji:2

brak oceny 17-01-2009 15:57

Ostatni raz czytałam książki podróżnicze będąc w podstawówce i była to seria Tomków Szklarskiego. Mimo, że byłam dziewczynką pożerałam je tom za tomem. Teraz sięgnęłam po Rio Anakonda i mimo upływu wieeelu lat i ku własnemu zaskoczeniu przeczytałam ją dokładnie w ten sam sposób. Połknęłam ją na dwa razy, zostawiając swoją rodzinę samopas.
Poza „oczywista oczywistością”, że książka bardzo ciekawie przedstawia kulturę Indian, dla mnie osobiście jest o wielkiej pasji człowieka, dzięki której realizuje swoje marzenia nie bacząc na nazwijmy to zwyczajne trudności ani na zwykły, ludzki strach. To również książka o pięknym obliczu przyjaźni i wreszcie o ogromnym szacunku autora do ludzi o odmiennej kulturze.
Całość pasjonująca, humorystyczna, pod koniec zaczarowana i tkliwa. Polecam

Ewa

ilość recenzji:5

brak oceny 2-08-2008 20:19

"Rio Anaconda" to nie tylko książka dla podróżników... To nie tylko książka dla antropologów... I nie tylko dla fascynatów dzikich plemion i pierwotnej natury... "Rio Anaconda" to napisana z niezwykłą łatwością i poczuciem humoru opowieść o wyprawie w dalekie, niezdobyte jeszcze przez cywilizację, rejony Ameryki Południowej zamieszkiwane przez jedno z ostatnich żyjących plemion Indian. To prawdziwa opowieść, czasem śmieszna, czasem trzymająca w napięciu, ale zawsze ciekawa - aż do ostatniej strony i w dodatku okraszona pięknymi zdjęciami, niczym album fotograficzny. Wojciech Cejrowski przemawia na kartach swej książki do czytelnika słowami "Posłuchajcie...", ja powiedziałabym - "Przeczytajcie..." - bo naprawdę warto.

Mateusz Koziołek

ilość recenzji:12

brak oceny 28-10-2007 11:49

Tak jak "Gringo..." jest to arcydzieło. Cała książka to jedna spójna historia podzielona na księgi ( np. Księga mgły ) Są śmieszne fragmenty ,także takie dające do myślenia np. niektórzy indianie zaczynają nosić ubrania i używać rzeczy z tak zwanego cywilizowanego świata, ktory jak się okazuje jest głupszy niż indianie żyjąćy w zgodzie z naturą. Dowiemy sięteż jak żyje szaman, jak szaman ( niepełny że tak powiem) przygotowuje swojego następcę (fajna ciekawostka ), o podrózach innego szamana do Australi ;) (śmieszne wiem ;) Przeplcione to wszystko opowieściami i gagami ;) polecam każemu tak jak " Gringo.."