- Książki Książki
- Podręczniki Podręczniki
- Ebooki Ebooki
- Audiobooki Audiobooki
- Gry / Zabawki Gry / Zabawki
- Drogeria Drogeria
- Muzyka Muzyka
- Filmy Filmy
- Art. pap i szkolne Art. pap i szkolne
O Akcji
Akcja Podziel się książką skupia się zarówno na najmłodszych, jak i tych najstarszych czytelnikach. W jej ramach możesz przekazać książkę oznaczoną ikoną prezentu na rzecz partnerów akcji, którymi zostali Fundacja Dr Clown oraz Centrum Zdrowego i Aktywnego Seniora. Akcja potrwa przez cały okres Świąt Bożego Narodzenia, aż do końca lutego 2023.
niezdyscyplinowanych zwiadowców pomoże mu nabrać nieco dystansu do samego siebie. Uśmiechnął się krótko, by dać im do zrozumienia, że nie zamierzał nikogo tym żartem obrazić. Rzucił okiem na miecz, który Gilan nosił u pasa. Zwiadowcy rzadko wyposażeni byli w tego rodzaju broń. - To ty jesteś tym uczniem MacNeila, o ile się nie mylę? Gilan skłonił się. - Tak, miałem zaszczyt pobierać lekcje u mistrza. - Hm - mruknął sir Rodney; teraz spoglądał na Gilana zupełnie inaczej, jakby nagle ujrzał go w całkiem nowym świetle. - W takim razie może po drodze nadarzy się okazja, byś udzielił Horaceowi kilku wskazówek. Byłbym wielce zobowiązany. Przekonasz się, że pojętny z niego uczeń. - Z przyjemnością - Gilan skłonił się znowu. Ten czeladnik rycerski zaczął go naprawdę ciekawić. Podczas swego terminu u Halta wiele słyszał o sir Rodneyu i wiedział doskonale, że w zwyczaju dowódcy Szkoły Rycerskiej nie leżało przesadne wychwalanie swych kadetów. - A więc sprawa załatwiona - wtrącił baron Arald, któremu spieszno było, by powrócić do tysięcy szczegółów, jakie należało jeszcze ustalić przed wymarszem ku równinie Uthal. - O której chcesz wyruszyć, Gilanie? - Jak najprędzej po wschodzie słońca, panie - odparł Gilan. - W takim razie wydam polecenie, by Horace zgłosił się do ciebie przed świtem - zapewnił sir Rodney. Gilan pokłonił się po raz trzeci, czując, że oznacza to zakończenie rozmowy. Następne słowa barona potwierdziły to w całej rozciągłości: - A teraz wybaczcie nam, proszę. Musimy zająć się pewnym drobiazgiem. Trzeba mianowicie zaplanować wojnę. Niebo było ciężkie od nabrzmiałych deszczem chmur. Słońce może i wstawało gdzieś na horyzoncie, ale nie było go wcale widać, tylko matowe, szare światło stopniowo i niechętnie wypełniło nieboskłon. Gdy trzej jeźdźcy opuścili ostatnią grań, pozostawiając za sobą masyw, na którym wznosił się Zamek Redmont, nowy dzień zdecydował się wreszcie, jakie przybierze oblicze, i zaczął padać deszcz - zimny, wiosenny deszczyk. Właściwie była to mżawka, ale mżawka uporczywa. Z początku woda spływała po ich wełnianych płaszczach, jednak wkrótce zaczęła przenikać w głąb włókien. Już po jakichś dwudziestu minutach wszyscy trzej kulili się w siodłach, próbując utrzymać tyle ciepła, ile się dało. Gilan odwrócił się, by spojrzeć na towarzyszy, którzy jechali zgarbieni, wpatrzeni w grzbiety swych wierzchowców. Uśmiechnął się pod nosem, a potem odezwał się do Horacea, który trzymał się nieco z tyłu, jadąc obok jucznego konika prowadzonego na sznurze przez Gilana. - Jak tam, Horace - spytał - podobają ci się nasze przygody? Horace otarł wodę z twarzy i uśmiechnął się. - Mniej ich, niż się spodziewałem, panie - odparł - ale i tak lepsze to od codziennego drylu. Gilan skinął głową i także odpowiedział mu uśmiechem. - Nietrudno mi w to uwierzyć - rzekł, po czym dodał przyjaznym tonem: - Nie musisz jechać z tyłu za nami. Wiesz, my, zwiadowcy, przywiązujemy niewiele wagi do ceremoniału. Przyłącz się do nas. Trącił Blazea w bok kolanem, a gniady konik natychmiast postąpił krok na stronę, czyniąc miejsce dla Horacea. Chłopak ponaglił konia, by zrównać się ze zwiadowcami. - Dziękuję, panie - Horace wyraził swą wdzięczność. Gilan zerknął z ukosa na Willa. - Prawda, jaki uprzejmy? - zastanowił się. - Najwyraźniej w Szkole Rycerskiej dbają o dobre maniery swoich uczniów. Miło, kiedy ktoś zwraca się do człowieka w ten sposób. Will wyszczerzył zęby, wyczuwając, że Gilan pokpiwa sobie z jego przyjaciela. Jednak uśmiech zniknął z jego oblicza na dźwięk dalszych słów Gilana, który ciągnął w zamyśleniu: - To wcale nie taki głupi pomysł. Może i ty mógłbyś mówić do mnie ,,panie"? - rzekł, odwracając głowę, niby po to, żeby przyjrzeć się drzewom rosnącym wzdłuż drogi, a w gruncie rzeczy po to, by Will nie dostrzegł uśmiechu, którego Gilan pomimo wszelkich wysiłków nie mógł powstrzymać. Willa aż zatkało. Nie wierzył własnym uszom. - Panie? - odezwał się wreszcie. - Gilanie, naprawdę chcesz, żebym mówił do ciebie ,,panie"? - Gdy ujrzał zmarszczone brwi starszego towarzysza, poprawił się czym prędzej: - To znaczy, panie Gilanie? Naprawdę chcesz, panie, żebym mówił do ciebie, to znaczy do pana panie? - ciągnął, plącząc się coraz bardziej. Gilan potrząsnął głową. - Nie. ,,Pana panie" to nie jest właściwy sposób zwracania się do osoby starszej. Ani ,,panie Gilanie". Zwykłe ,,panie" w zupełności wystarczy, nie uważasz? Will usiłował sklecić jakieś odpowiednio uprzejme zdanie, ale wszystko mu się pomieszało, więc tylko bezradnie rozłożył ręce. Gilan dodał: - W końcu to nie od rzeczy, bo dzięki temu cały czas będziecie pamiętać, kto tu dowodzi, nieprawdaż?
Szczegóły | |
Dział: | Książki |
Wydawnictwo: | Jaguar |
Oprawa: | miękka |
Okładka: | miękka |
Rok publikacji: | 2011 |
Wymiary: | 135x200 |
Liczba stron: | 302 |
ISBN: | 978-83-7686-100-5 |
Wprowadzono: | 24.11.2011 |
Zaloguj się i napisz recenzję - co tydzień do wygrania kod wart 50 zł, darmowa dostawa i punkty Klienta.