"Nigdziebądź" to moje trzecie - po "Koralinie" i "Księdze cmentarnej" - spotkanie z prozą Neila Gaimana i z całą pewnością najbardziej osobliwe. Choć zwykle sceptycznie podchodzę do powieści powstałych na kanwie scenariusza filmowego, z ulgą i radością muszę odnotować, że upowieściowienie "Nigdziebądź", które rozpoczęło swój żywot jako sześcioodcinkowy serial telewizyjny, nie ograniczyło się do sztucznego poprzetykania kwestii dialogu didaskaliami, ale zaowocowało stworzeniem równorzędnego uniwersum - rozbudowanego, magicznego i mrocznego świata nieograniczonego prawami logiki, lecz jedynie nieokiełznaną wyobraźnią autora. Szalone, dziwaczne pierwiastki destabilizująco - destrukcyjne, wkradające się w swojską, dobrze znaną rzeczywistość i burzące ustalony ład niepokoją i fascynują jednocześnie, nasuwając skojarzenia z prozą Jonathana Carrolla, czy nawet Franza Kafki.
Richard Mayhew jest przeciętnym człowiekiem niczym szczególnym nie wyróżniającym się z tłumu londyńczyków, prowadzącym zwyczajne, ustabilizowane życie, pracującym w firmie ubezpieczeniowej, posiadającym przyjaciół i piękną narzeczoną, Jessikę. Jednak pewnego dnia przytrafia mu się coś, co wyrywa go z objęć otępiającej rutyny. W drodze do restauracji znajduje na chodniku ranną dziewczynę, którą wbrew protestom Jessiki postanawia się zaopiekować. Ratując ją od śmierci z zaskoczeniem odkrywa, że właśnie utracił swoje dotychczasowe życie - mieszkanie, pracę, znajomych, narzeczoną, wkraczając tym samym w zadziwiającą rzeczywistość Londynu Pod - podziemnego miasta rozciągającego się w rozległej sieci kanałów i podziemnych przejść metropolii, o którego istnieniu dotąd nie miał pojęcia. Miejsce to diametralnie różni się od dobrze znanego Richardowi Londynu Nad - rządzi się własnymi, magicznymi, przewrotnymi i okrutnymi prawami wymykającymi się wszelkim zasadom logiki. Richard, nie mając specjalnego wyboru, a jedynie perspektywę życia krótszego niż jętka o skłonnościach samobójczych, wkracza w ten mroczny, podziemny świat, staje się jego częścią i przemierza go w poszukiwaniu drogi ucieczki, kierowany pragnieniem odzyskania utraconego życia. Wędrując po zakamarkach Londynu Pod przyłącza się do uratowanej przez siebie dziewczyny imieniem Drzwi ściganej przez parę okrutnych morderców - pana Croupa i pana Vandemara, poszukującej zabójców członków swej rodziny i rozwiązania sekretu związanego z ich śmiercią. Towarzyszy jej cyniczny i przebiegły Markiz de Carabas, który spłaca w ten sposób honorowy dług wobec ojca dziewczyny oraz strażniczka Drzwi - legendarna Łowczyni zabijająca bestie zaludniające podziemne światy. Pomóc im może jedynie anioł Islington, lecz potrzebny do tego jest klucz strzeżony przez Czarnych Mnichów. Towarzysze wystawieni są na rozliczne próby, pułapki i niebezpieczeństwa, jednak coraz bardziej przybliżają się do rozwiązania zagadki Drzwi - nie tylko w dosłownym znaczeniu tego słowa.
"Nigdziebądź" to fascynująca opowieść, w której aż roi się od niezwykłych przygód, niesamowitych istot i miejsc oraz bogatej i intrygującej symboliki. Trudno oprzeć się magnetyzującemu urokowi kontrastu pomiędzy Londynem Nad i Londynem Pod - światem realnym, nudnym i monotonnym, w który wkrada się marazm i pustka a rzeczywistością barwną, nieprzewidywalną i mroczną, okraszoną szczyptą szaleństwa i niebezpieczeństwa, cechującą się nieprzebranym bogactwem wymiarów i prowadzących doń drzwi, do której trafić można zbaczając z utartych ścieżek realnego świata. To dwa dopełniające się przeciwieństwa, istniejące niejako po sąsiedzku i stanowiące dla siebie alternatywę, ale to świat Londynu Pod fascynuje i urzeka.
Gaiman tworząc podziemną metropolię nawiązuje do istniejących, autentycznych miejsc (Harrods, Muzeum Brytyjskie), głównie do stacji metra w zadziwiający sposób poszerzających rzeczywistość we wszelkich możliwych kierunkach. Intrygujące jest to, jak autor wykorzystał nazwy własne ulic, mostów, stacji metra - w alternatywnym świecie nabierają innego znaczenia, zaczynają żyć własnym życiem zarówno one same, jak i zaludniające je istoty (np. stacja Earls Court w rzeczywistości jest hrabiowską rezydencją z zamieszkującym ją szlachcicem, w Blackfriars faktycznie pojawiają się mnisi w czarnych habitach, a do Shepherds Bush lepiej się nie zapuszczać ze względu na grasujących tam Pasterzy). Oprócz stacji metra natrafić tu można na mnóstwo miejsc nie mniej osobliwych - jak niedostępny klasztor, zmieniający swoją lokalizację Ruchomy Targ, siedzibę anioła - oraz zadziwiających, najczęściej groźnych stworzeń: bestię z kanałów, Lamie czy Szczuromówców. Fabuła obfituje w rozliczne nawiązania literackie ( Kot w Butach Perraulta), religijne (anioł), legendarno - mitologiczne (Atlantyda, bestia z kanałów) oraz historyczne (odniesienia do czasów rzymskich, elżbietańskich i wiktoriańskich). Nie sposób oprzeć się wrażeniu, że to właśnie oszałamiająca bogactwem i różnorodnością rzeczywistość podziemnego miasta jest głównym bohaterem powieści, a z pewnością jej największym atutem. Bohaterowie, choć posiadają wyraziste cechy charakterystyczne, są dość banalni i sztampowi: Richard jako kolejny zwyczajny facet ratujący niejako wbrew sobie świat, nieustraszona Łowczyni, dwaj odrażający mordercy i ich potężny zleceniodawca - to zaledwie blade tło dla rozbudowanej, wielowymiarowej, barwnej rzeczywistości Londynu Pod. Nawet potencjalnie najbardziej intrygująca postać markiza de Carabasa rozmywa się wśród mrocznych zaułków i gęstej, londyńskiej mgły skrywającej niejedną tajemnicę.
Jeszcze tylko kilka słów o stylu Gaimana, który wprost uwielbiam; to połączenie lekkości, finezji i polotu z wysmakowanym bogactwem porównań i metafor, którego najlepszym przykładem jest chociażby specyficzny język, jakim posługują się panowie Croup i Vandemar oraz poniższy fragment jakże obrazowo i trafnie opisujący pewien znany niektórym skądinąd stan:
"Skóra Richarda była zimna i wilgotna. Odnosił wrażenie, że wydłubano mu oczy i wetknięto z powrotem tył naprzód, a czaszkę podczas snu podmieniono na inną, o dwa, trzy numery za ciasną."
Takich smaczków jest o wiele więcej i z pewnością okażą się nie lada gratką dla miłośników prozy Gaimana czy też jego specyficznego poczucia humoru.
Lektura "Nigdziebądź" nie powaliła mnie może na kolana, aczkolwiek kolejną przygodę z prozą Neila Gaimana uważam za zupełnie udaną i całkiem satysfakcjonującą - na tyle, by sięgnąć po inne jego powieści; bardzo chciałabym przypiąć jej najwyższą notę, na którą zasługuje ze względu na genialnie wykreowaną mroczną rzeczywistość podziemnej metropolii, jednak ostateczny efekt nieco psują mankamenty tudzież pewne niedociągnięcia związane z dość rozczarowującymi postaciami bohaterów. Na uwagę zasługuje kontrast pomiędzy wartością tego, co zwykliśmy określać mianem normalnego życia, a więc dobrą pracą, stateczną przyszłością z bliską osobą u boku, kręgiem sprawdzonych przyjaciół a tym, co nieznane, za czym podświadomie tęsknimy, co zawiera w sobie element szaleństwa, nieprzewidywalności, brawury, a co przewrotnie nadaje smak naszemu życiu wtłoczonemu w ramy szarej codzienności.
Gorąco polecam, bo naprawdę warto pójść śladem wyobraźni Gaimana.