Wydawnictwu Iskry należą się wielkie brawa za to, że publikacja "Moja miłość" nie została wydana jako książka-gadżet na walentynki i prezent dla zakochanych - chociaż taką rolę oczywiście może spokojnie spełniać. Jednak wyłaniające się z zachowanych fragmentów listów oraz wierszy uczucie zasługuje na znacznie poważniejsze traktowanie, o czym przekonają się wszyscy czytelnicy tomu "Moja miłość" wydanego w serii, w której przedtem pojawiały się zwłaszcza skamandryckie zabawy. Tym razem o żartach nie ma mowy. Julian Tuwim pisze do ukochanej listy żarliwe, namiętne i pełne miłosnych wyznań. Wciąż zapewnia o swoim stosunku do ukochanej, a znajduje na to najpiękniejsze słowa. Pokazuje, jak potrafi kochać poeta - aż szkoda, że nie ma w książce odpowiedzi powściągliwej i spokojnej Stefanii. Tuwim jawi się tutaj nie jako kuglarz i żongler słowami, a jako liryk bezustannie zachwycony najpierw spotkaną przypadkowo dziewczyną, później - niezmiennie - żoną. Ponieważ listów byłoby za mało na tomik, książka została uzupełniona lirykami miłosnymi. Czasem są to erotyki, czasem proste wyznania - można przypuszczać, że inspiracją dla nich była tajemnicza Stefania. Cały tomik jest wzruszającym świadectwem oddania i zauroczenia, w stylu witalności skamandryckiej. Tuwim uczy, jak mówić o miłości.