Po niezwykle udanym wprowadzeniu do trylogii, z dystansem podeszłam do kolejnej części najnowszej serii Marie Lu. Często mówi się, że wielu autorów pada ofiarą tzw. ?klątwy drugiego tomu?, czyniąc go częścią nie wiele do cyklu wprowadzającą, przewidywalną, czy też wymuszoną. Niejednokrotnie owa teza znajdowała pokrycie w rzeczywistości. Panią Lu znam już z jej poprzedniej, bardzo popularnej trylogii jej autorstwa pt. ?Legenda?, która z perspektywy czasu wypada bardzo przeciętnie na tle innych przedstawicieli swojego gatunku, będąc jednocześnie przykładem potwierdzającym wyżej wymienione stanowisko. Już po raz drugi jednak weszłam w świat naznaczonych przez bogów, Malfetto, świat doskonalszy od tego, w którym żyli Day i June. Marie Lu nie dość, że ponownie mnie zaskoczyła, to wydaje się być swoistym zaprzeczeniem tezy mówiącej o tym, że drugi tom trylogii jest najgorszym z serii. Skąd! ?Drużyna Róży? to godna kontynuacja historii Adeliny, która wciąga, zaskakuje oraz pozostawia czytelnika z dziesiątkami wyobrażeń na temat dalszych losów bohaterów.
?Była sobie raz dziewczyna, która miała ojca, ukochanego księcia i grupę przyjaciół. Wszyscy ją zdradzili, a ona ich pozabijała.?
Porzucona przez Bractwo Sztyletu, wygnana oraz pozbawiona miłości Adelina wraz z siostrą szuka podobnych samej sobie, by stworzyć potęgę, która zaprowadzi ją na tron Kenettry, a jej pobratymcom przyniesie bezpieczeństwo oraz możliwość zemsty, której sama tak bardzo pragnie. Ciemność wciąć trawi dziewczynę od środka, pozostawiając coraz mniej dobra, o które wraz z siostrą stara się walczyć, lecz...
Głosy szepczą,
szepczą,
szepczą i szepczą nie pozostawiając jej już wyboru,
czyniąc jej dar nieprzewidywalnym,
zatracając Adelinę w otchłani własnej duszy.
Po zakończeniu pierwszej części, byłam oczarowana oraz przerażona światem wykreowanym przez Marie Lu. Nie mogłam się doczekać kontynuacji przygód Białej Wilczycy, jej siostry, członków Bractwa Sztyletu oraz nowych bohaterów, którzy jak sądziłam niewątpliwie skradną moje serce bądź wręcz przeciwnie zasieją w nim ziarno niepewności. Autorka po raz kolejny mnie nie zawiodła, tworząc naprawdę dobrą kontynuację historii Kenettry. Sama historia o antybohaterze zwraca uwagę czytelnika, powoduje, że z ekscytacją oraz niepokojem śledzi poczynania narratora powieści, jego myśli, czy też motywy. Za to najbardziej lubię trylogię Marie Lu - za oryginalność i umiejętnie stworzony świat, który nie pozwala czytającemu pozostać obojętnym.
Powrót do świata zamieszkanego w dużej mierze przez prześladowanych przez rządzących Malfetto był naprawdę intrygujący. Ponownie zostałam wplątana w sieć intryg zastawionych przez autorkę, wpadłam w mrok emanujący od głównej bohaterki oraz pozwoliłam wyobraźni, na bieżąco tworzyć wizje przyszłości postaci, w ?Drużynie Róży? przedstawionych. Jednym z ważniejszych elementów, na które oprócz złożoności postaci Adeliny chciałabym zwrócić uwagę, jest szybkość akcji na kartach powieści zawartej. Tutaj nie ma wytchnienia, odłożenia na moment książki, w momencie gdy akcja pozostaje bierna. Próbowałam kilkakrotnie, lecz za każdym razem powracałam do lektury, nie mogąc nie poznać rozwinięcia kolejnych, jakże dynamicznych wątków. Takich oto sposobem, skończyłam czytać drugą część trylogii ?Malfetto? zaledwie w kilka, wieczornych godzin.
W tej części przybywa wielu bohaterów, a Ci zaledwie w pierwszej części pobieżnie przedstawieni stają się wielowymiarowymi postaciami, których udział w historii ma znaczenie. Pojawia się m. in. Magiano, którego charakter oraz sposób bycia zwraca uwagę czytelnika od pierwszych momentów z jego udziałem w książce zawartych. Nie jest on jednocześnie postacią wyidealizowaną, z czym często w tym gatunku można się spotkać zarówno w przypadku postaci męskich jak i damskich. Ma swoje wady, słabości oraz emocje starannie skrywane we wnętrzu, niekiedy nawet przed samy sobą. I to właśnie te elementy, nie zalety składają się na jego obraz.
W przypadku Adeliny granica między halucynacją oraz rzeczywistością zaciera się zarówno w oczach bohaterki, jak i czytelnika. Razem z naznaczoną przez bogów dziewczyną błądzimy w jej myślach, domniemaniach oraz obłędzie. Tak jak w przypadku pierwszej części narracja została podzielona, pomiędzy bohaterów. Pierwsze narracyjne skrzypce gra rzecz jasna Adelina. Towarzyszą jej również Teren Santaro, stojący na czele Inkwizycji Malfetto, którego miłość do królowej oraz nienawiść do własnej rasy przyćmiewają rozsądek oraz racjonalność dokonywanych wyborów, a także Raffaele, dawny przyjaciel Adeliny, który po śmierci poprzedniego przywódcy, stanął na czele Bractwa Sztyletu. Oboje dopełniają historię opowiadaną przez Białą Wilczycę, pozwalają odkryć karty, których Adelina by nie zdołała, a także spojrzeć na daną sytuację z więcej niż jednej pary oczu.
Styl Marie Lu, choć z pozoru prosty, w niesamowity sposób przenosi czytelnika w świat inspirowany renesansowymi Włochami. Pozwala na to, zarówno jak dynamicznie poprowadzona akcja by lektura tej książki trwała zaledwie kilka godzin. Spędziłam przy tej pozycji naprawdę miło czas i już nie mogę się doczekać, by poznać zakończenie trylogii Marie Lu, gdyż mimo licznych pomysłów, tak naprawdę nie mam pojęcia jak ta historia wedle autorki mogłaby zostać zakończona. Adelina jest bohaterką, której nie potrafimy potępić, jednocześnie jej nie gloryfikując, gdyż po zsumowaniu wszystkich jej czynów, tak naprawdę zdajemy sobie sprawę, że jednoznaczne jej określenie jest niemożliwe. Mimo widocznego kreowania jej na antybohaterkę, siły oraz motywy nią targające zakłócają odbiór jej postaci jako definitywnie złej. Za to najbardziej podziwiam Marie Lu, za wykreowanie tak złożonej oraz oryginalnej postaci.
Bardzo podobało mi się to, że dalsze wydarzenia pozostawały dla mnie tajemnicą. Rzadko kiedy udawało mi się przewidzieć decyzje bohaterów, czy też ich losy. To również sprawiało, że lektura tej książki była tak emocjonująca. Mimo, iż gustuję w poważniejszej literaturze, lubię czasem wrócić do gatunku, z których tak naprawdę zaczynałam moją czytelniczą przygodę. Uwielbiam wręcz odkrywać w nim perełki, podczas gdy sądziłam, że dzieła tego rodzaju nie mają mi już nic do zaoferowania. Miło się czasem przekonać, że się myliło.
Myślę, że książka ta jest bardzo miłym sposobem na spędzenie wieczora, bądź kilku, na odstresowania, na chwile pełne zaskoczeń oraz emocji. Prosty język, ciekawa koncepcja, świetnie wykreowani bohaterowie - to jest to czego można śmiało spodziewać się po tej serii. Wbrew wszystkiemu autorka, z książki na książkę radzi sobie coraz lepiej, coraz bardziej bawi się historią, wodzi czytelnika za nos, intryguje oraz kreuje świat, który na długo nie opuszcza myśli czytającego. Polecam wszystkim, którzy szukają czegoś nietuzinkowego, którym dawno utarte szlaki już się znudziły.
?Drużyna Róży? to naprawdę świetna kontynuacja, w której po raz kolejny zostałam zaskoczona skrupulatnością z jaką Marie Lu buduje i uwiarygadnia świat przez nią stworzony. Robi to zarówno w historii wyłożonej z punktów widzenia bohaterów, jak i krótkich notkach przed każdym rozdziałem zawierającym mądrości, fragmenty pieśni, legend czy też dzieł stworzonych w świecie, w którym żyje Adelina. Jak dla mnie jest to rzecz wręcz genialna, która niczym wisienka na torcie zwieńcza każdy rozdział, bardzo mocno się do wydarzeń w nim zawartych odnosząc.
?Lepiej mieć wroga, który stawi ci czoła w polu,
niż kochanka, który zabije cię we śnie.
Kenettra i Beldain; Odwieczna rywalizacja, praca zbiorowa?
Cóż mogę więcej dodać? ?Malfetto? to na pewno nie trylogia wybitna, lecz pełna zalet, po którą zarówno młodszy jak i starszy czytelnik ze spokojem może sięgnąć. Jeśli tendencja się utrzyma, to finał trylogii będzie niesamowitym zwieńczeniem historii Adeliny, który jak mam nadzieję zaskoczy oraz przepełni emocjami bardziej niż swoi poprzednicy. Pozostaje mi już tylko czekać, a Wam jeśli jeszcze nie przeczytaliście ?Drużyna Róży? serdecznie polecić lekturę drugiego tomu, bądź tym, którzy jeszcze nie poznali Adeliny zachęcić do wyjścia na przeciw tej nietuzinkowej bohaterce.