Pióro Renaty Czarneckiej miałam przyjemność poznać w zeszłym roku, kiedy to przeczytałam jej opowieść o ostatnim romansie Zygmunta Augusta z Barbarą Giżanką. ?Barbara i król? niezmiernie przypadła mi do gustu i sprawiła, że na nową powieść Czarneckiej czekałam z niecierpliwością. I właściwie sedno tej opinii powinno sprowadzać się do następującego twierdzenia: tamta książka podobała mi się bardzo, ale ?Księżna Mediolanu? jest po prostu wyśmienita! Aż chciałabym to napisać dużymi literami, z dużą liczbą wykrzykników. Pisarka zwyczajnie mnie uwiodła kunsztem i misterią, z jaką utkała zbeletryzowaną biografię Izabeli Aragońskiej. Dawno nie czytałam książki, która pochłonęłaby mnie do tego stopnia, że całkowicie przeniosłam się w literacki (a zarazem historyczny) świat. Solidnie zakotwiczyłam we Włoszech schyłku XV wieku, śledząc z przejęciem losy dojrzewającej księżnej. I gdy niepostrzeżenie znalazłam się gdzieś na trzysetnej stronie, zaczęłam się poważnie zastanawiać, co robić: czytać dalej, by wiedzieć, co się stanie, czy jednak zwolnić, by dłużej delektować się pięknem materii i jeszcze przez chwilę nie rozstawać się z tytułową postacią. I był to dylemat nie lada. Ostatecznie zwyciężył jednak czar, którym zostałam spowita już po kilku pierwszych stronach i nie oderwałam się, dopóki nie zobaczyłam napisu ?Koniec części pierwszej?. Ale urwać w takim momencie, gdy człowieka aż dreszcze przeszyły... Epilog jest mistrzowski w wykonaniu, więc tym bardziej trudno będzie wytrzymać do czasu, gdy ukaże się kontynuacja.
Z pełnym przekonaniem mogę powiedzieć, że Renata Czarnecka wie, jak napisać dobrą powieść historyczną; wie, jakich składników użyć, by zapewnić ich miłośnikowi ucztę czytelniczą. I oczywiście nie ma w tym nic dziwnego, to w końcu nie jej pierwsza pozycja z tego gatunku, ale naprawdę ogromnie się cieszę, że wybrała właśnie takie rodzaj twórczości. Bo jest do tego osobą w stu procentach (a nawet więcej) predysponowaną. Można by rzec, że przecież miała ułatwione zadanie, bo opiera się na faktach, jednak ja uważam, że jest to zadanie właśnie o wiele trudniejsze: wypełnić to, co między wierszami suchej, podręcznikowej teorii, musi być wyzwaniem. Ale Czarnecka ma świadomość jak i talent, by temu sprostać.
Często przy powieściach historycznych używa się komplementu, że autor uczynił postaci pełnokrwistymi, nadał im życie. I choć może taki zwrot trochę się wyświechtał, to jednak nie mogę go nie zastosować w tym przypadku, zwłaszcza że jest to cecha charakterystyczna dla książek pisarki. Izabela jest tak naturalna, taka prawdziwa, wszystkie jej emocje są tak czytelne, że odbiorca mocno się w nie angażuje: cieszy się razem z nią, cierpi, doznaje upokorzeń, pała zemstą. Portret Aragonki mieni się od barw ? i tak jak Leonardo da Vinci, którego ona odwiedza w jego pracowni, chce na obrazach oddawać nie tylko wizerunek modela, ale i jego duszę, tak to samo udało się autorce. Przeżywamy dogłębnie losy Izabeli, jesteśmy świadkami jej ewolucji od zakochanej młódki po świadomą swojej wartości i pozycji damę, którą niełatwo złamać ? a wrogie jej otocznie będzie próbowało, i to niejednokrotnie. Sądzę, że księżna Mediolanu widziana oczami Renaty Czarneckiej to jeden z najlepszych obrazów postaci historycznej w literaturze ostatnich lat.
Miłość, namiętność, której trudno się oprzeć; walka o władzę, zaszczyty, o materialne splendory, o wpływy; zmieniające się układy, koalicje i stronnictwa; zamkowe intrygi, pałacowe plotki ? od tego wszystkiego ?Księżna Mediolanu? aż kipi, a plastyczność narracji wypełnionej wiernie odzwierciedlonymi realiami epoki oraz karuzela emocji zaspokoi oczekiwania nawet najbardziej wymagającego czytelnika. A Renacie Czarneckiej chcę powiedzieć jedno: dziękuję. Na tak wyborną powieść warto było czekać. Proszę o więcej, najlepiej jak najszybciej.