Książki o chorobie Alzheimera ostatnio same mnie znajdują. Nie spodziewałam się, że jest ich aż tyle. Poradniki dla opiekunów, rozprawy o przebiegu choroby, opowieści tych, którzy musieli zmierzyć się z chorobą kogoś bliskiego - autorów polskich i niepolskich. Tematem jestem chyba równie zainteresowana, co zmęczona i wracam do niego jak ćma do płomienia świecy. Czytając niedawno podobną opowieść, uświadomiłam sobie, że nie trafiłam jeszcze na książkę napisaną przez kogoś, kto lidźmi chorymi na alzheimera zajmuje się w domu opieki. Pomyślałam nawet, że oni pewnie zwyczajnie nie piszą książek. I wtedy wpadła mi w ręce opowieść Urszuli Ciszewskiej, która jest owocem pracy autorki z ludźmi chorymi na alzheimera. Praca z nimi ogromnie różni się od opiekowania się takimi osobami w domu i zapewne dlatego książka Ciszewskiej różni się od spisanych doświadczeń żon, córek i synowych, opiekujących się swoimi chorymi bliskimi 24 godziny na dobę, bez wolnych weekendów, urlopów, czy choćby dających wytchnienie spokojnych nocy. Pewnie z tego powodu zawodowej opiekunce, nawet emocjonalnie zaangażowanej (o czym świadczy już tytuł tej pozycji), łatwiej jest przedstawić zagadnienie w sposób lżejszy, wręcz pogodny, a niekiedy nawet zabawny.