"Kraina snu jest jak plac zabaw, na którym zerwana z więzów rzeczywistości wyobraźnia wyżywa się na karuzelach, huśtawkach i zjeżdżalniach."
Mając w pamięci wrażenia po lekturze "Krainy Chichów", z niecierpliwością czekałam na moment, w którym wykreowany przez Carrolla świat ponownie porwie mnie i zachwyci. Fabuła "Kąpiąc lwa" nie kazała mi zbyt długo czekać, aż w szarą, banalną rzeczywistość zacznie niepostrzeżenie wkradać się pierwiastek absurdu, przesączać surrealizm rodem z marzeń sennych tworząc zupełnie nowe, charakterystyczne dla prozy amerykańskiego pisarza uniwersum utkane z elementów niby nam znajomych i swojskich, a jednak poddanych konfiguracjom nie mającym nic wspólnego z logiką naszej rzeczywistości i podlegających fascynującym i niepokojącym zarazem paradoksom związanym z postrzeganiem czasu i przestrzeni. I choć lektura "Krainy Chichów" w pewnym stopniu przygotowała mnie na totalny mętlik, jaki serwuje proza Carrolla, miałam wrażenie, że w najnowszej powieści autor poszedł o krok dalej - mam nadzieję, że nie przeszedł jeszcze sam siebie - zaskakując skalą i rozmachem swojej wizji, dezorientując kompletnie czytelnika i przewrotnie zmuszając do ponownej lektury puszczając do niego oko.
Oto bowiem poznajemy pięcioro bohaterów: znudzoną i zmęczoną sobą małżeńską parę Deana i Vanessę, Kaspara - wspólnika Deana w interesach, a zarazem kochanka Vanessy, Jane - właścicielkę pubu, w którym pracuje Vanessa oraz Billa - emerytowanego arborystę i pogrążonego w żałobie wdowca. Spotykamy ich w wyjątkowo osobliwych okolicznościach - we wspólnym śnie, w którym każdy z nich potrafi wejrzeć w najtajniejsze sekrety ukryte w podświadomości lub zepchnięte w najodleglejsze zakamarki pamięci współśniących. Wszystko coraz bardziej się odrealnia - im bardziej bohaterowie starają się wyjaśnić fenomen wspólnego snu, tym większe mają problemy ze skierowaniem swojego życia na wytarte, ale bezpiecznie znajome koleiny i odnalezienia się w surrealistycznej, niepokojącej rzeczywistości.
Fabuła "Kąpiąc lwa" nieustannie zaskakuje i zmusza do ciągłego rewidowania spojrzenia na poprzednie rozdziały; zdaje się wręcz rozsadzać ramy powieści i wprowadza w życie czytelnika Chaos podobny temu, z którym walczą bohaterowie książki. Choć na pierwszy rzut oka wydawać by się mogło, że fabuła nie rządzi się prawami logiki, a nieraz nawet im zaprzecza, ostatecznie poszczególne wątki, splecione ze sobą, niwelują pierwotny zgrzyt i układają się w całość - może nie do końca zrozumiałą, w dalszym ciągu co najmniej osobliwą i dziwaczną, w najmniejszym stopniu nie potwierdzającą przypuszczeń czytelnika, ale na tyle śmiałą, brawurową i konsekwentną, że dech zapiera. Do ostatniej chwili czytelnik tak naprawdę nie wie, jaki był pierwotny zamysł autora, ten zaś ze spektakularną swobodą wodzi nas za nos i bawi się w kotka i myszkę prowadząc meandrami swojej nieokiełznanej wyobraźni, zatrzaskując z hukiem jedne drzwi i z impetem otwierając kolejne tylko po to, by ostatecznie i tak wywieść nas na manowce. W tym nadzwyczajnym świecie, w którym zacierają się granice między jawą a snem, rzeczywistością a fikcją, Chaosem i Ładem, czas przestaje być linearny a struktura przestrzeni podlega najdzikszym konfiguracjom, nic nie jest tym, czym początkowo się wydaje lub czym być powinno. Rozmach Jonathana Carrolla przytłacza i zachwyca jednocześnie; kierunek, w jakim podąża jego realizm magiczny jest dość zadziwiający - nawet jak na niego - ale zdecydowanie właściwy, zaś rozwój fabuły, która z banalnej opowieści o parze znudzonych sobą małżonków przeradza się w dynamiczną i surrealistyczną historię o odwiecznej walce Chaosu z Porządkiem, wyjątkowo widowiskowy i genialny. Carroll czaruje nie tylko swoim charakterystycznym, oryginalnym stylem, ale i celnie, dosadnie nakreślonymi portretami bohaterów. Choć nie zajmują wiele miejsca w powieści, są na tyle wyraziste i plastyczne, że z łatwością zapadają w pamięć, a nawet pozwalając do pewnego stopnia utożsamić z bohaterem. To prawdziwa sztuka w kilku odpowiednio dobranych słowach zamknąć charakter czy osobowość postaci - Carrollowi nadzwyczaj się ona udała. Jeśli więc podobnie jak ja jesteście zaintrygowani zarówno tytułem, jak i treścią najnowszej powieści amerykańskiego pisarza, nie wahajcie się ani chwili. Jonathan Carroll swoim zwyczajem funduje czytelnikowi niezapomniane wrażenia, tym razem jednak wyjątkowo intensywne i jeszcze bardziej osobliwe i zachwycające jednocześnie.