To moje pierwsze spotkanie z twórczością Marty W. Staniszewskiej i nie będę ukrywać, że pozytywnie mnie zaskoczyła. Kolejny raz przekonałam się, że polska literatura z gatunku romans/erotyk w niczym nie odbiega od tej zagranicznej. Autorka zaś nie powiela schematów, zaskakuje czymś nowym.
Bohaterowie zostali wykreowani w sposób, który nie pozostawia nas wobec nich obojętnymi. Iza, moja imienniczka od razu zdobyła moją sympatię. To piękna, urocza, delikatna, drobna, mądra, pełna dobroci kobieta. Niestety ma męża, delikatnie mówiąc bydlaka - Tomasza Dębskiego, który traktuje ją jak zło konieczne. Nie okazuje jej szacunku, poniża, zdradza i na każdym kroku kontroluje. Nie potrafi dojrzeć w niej tego, co widzą inni. Takiego despotycznego męża nie chciałabym nawet posiadać w najgorszych snach! Jest jeszcze Wincent, który od pierwszej chwili zdobył moje serce. Jest zupełnym przeciwieństwem Tomasza, który spróbuje zawalczyć o Izę. Ale tak gładko nie będzie, jakby mogło się wydawać, bo wróci pewne wydarzenie z przeszłości, o którym wie Tomasz. Są też postaci drugoplanowe, przyjaciele wyżej opisanej trójki, którzy bardzo dużo wnoszą do fabuły. Aż proszą się o ich rozwiniecie, może nastąpi to w dalszych książkach pani Marty? Bardzo chciałabym poznać ich bliżej.
"- A jakie mam inne wyjście? Mam podejść do niej i powiedzieć: cześć Bella, kocham się w tobie, odkąd cię poznałem. Kiedyś cię porzuciłem z powodu banalnej męskiej obietnicy, ale może zostawisz męża i uciekniemy na białym jednorożcu w stronę tęczy?"
Autorka pokazała wiele gorzkich, ale jakże realnych prawd o samym życiu, jak i tym małżeńskim. Poprzez zachowanie bohaterów widzimy, jakich błędów nie popełniać oraz to, jakie później z naszych decyzji musimy ponieść konsekwencje. Tu nie ma typowej historii trójkąta. To historia, która opowiada o kobiecie, która jest uzależniona od męża. Opowieść o jej strachu i wreszcie o uwolnieniu się z toksycznego związku, które bardzo podobało mi się, bo zostało przeprowadzone raz a dobrze, bez zbędnego melodramatyzmu.
"Jak to jest, że tak łatwo się zakochać, a tak trudno być kochanym?"
Autorka zdecydowała się na narrację trzecioosobową, co bardzo rzadko zdarza się w romansach. Nie wszystkim może ona odpowiadać, ale ja nie miałam z nią żadnych problemów.
Lekki i barwny język, zabawne dialogi, opisy, które nie dłużą się, ale rozpalają i subtelna, acz gorąca erotyka sprawiły, że płynęłam przez tę książkę. Zalał mnie ogrom miłości, czułości, przyjaźni, który aż wylewał się z tej powieści. Przyjęłam wszystko, a emocje dławią mnie do tej pory.
"I obiecuję ci miłość..." wzrusza, chwyta za serce, rozpala, daje nadzieję, bulwersuje. Udowadnia, że prawdziwa miłość istnieje, że warto o nią walczyć wbrew przeciwnościom losu i upływu czasu. Mimo iż Marta Staniszewska porusza tematy trudne i bolesne, pokazuje nam tym samym, że każdy z nas zasługuje na szczęście, miłość i bliskość drugiego człowieka. Jestem pewna, że historia Winsa i Izy zaspokoi każdą romantyczną duszę.
...
Opinia bierze udział w konkursie