Uwielbiam film "Gwiezdny pył". Wolę go co prawda pod nazwą "Stardust", ale nie zmienia to faktu, że oglądałam go chyba już z dziesięć razy i nie zamierzam na tym poprzestać. Nic więc dziwnego, że kiedy dowiedziałam się, że został on zrealizowany na podstawie książki, postanowiłam ją koniecznie przeczytać. Mój entuzjazm wzrósł, kiedy jakiś czas potem usłyszałam, że autorem tej książki jest niejaki Neil Gaiman znany mi z popełnienia jakiejś książki z moim ostatnio ulubionym autorem - Pratchettem. Z różnych źródeł słyszałam, że ta wspólna książka jest naprawdę świetna, a poza tym Pratchett nie chwycił by się byle czego. :) Od tamtej więc pory nieustannie polowałam na "Gwiezdny pył" w wersji pisanej. Ale niestety w mojej bibliotece go nie mieli, a w ogóle bardzo cieżko było zdobyć jakiekolwiek ksiązki Gaimana. Bardzo się wiec ucieszyłam kiedy w Empiku udało mi się w końcu znaleźć "Pył" i to do tego w przystępnej cenie. Różne okoliczności sprawiły, że nie mogłam przeczytać jej od razu, ale udało mi się to w końcu niedawno. No i niestety srodze się rozczarowałam :(
Zacznę może od tego, że wielce podziwiam pana Gaimana za siłę wyobraźni i piękny świat, jaki powołał do życia w swojej książce. Główne zarysy bohaterów też są fascynujące. Ale na tym mój zachwyt się kończy. Książka jest niespójna, wiele wątków się urywa, a niekiedy wygląda w ogóle na to, że pewne historie są kontynuacją czegoś co jakoby było już w jakiejś innej książce. Sęk w tym, że pan Gaiman wprost przyznaje się, że tej książki jeszcze nie napisał...dziwne.
Podobno nie ma szans, żeby nie porównywać ekranizacji z jej książkowym pierwowzorem, ale z tego co mi się do tej pory wydawało zazwyczaj narzekamy na to, że czegoś w ekranizacji nam zabrakło. Wiadomo - czasem nie da się dokładnie zekranizować 500 stron w 2 godziny, no i wszystko zależy od budżetu. Mam jednak wrażenie, że w "Stardust" jest na odwrót. W filmie wiele wątków jest rozbudowanych, postacie nabierają głębi, a historia staje się bogatsza i jakby kompletna. Jakby pan Gaiman zapomniał napisać o kilku istotnych szczegółach. Może to tylko moje odczucie, ponieważ najpierw zachwyciłam się filmem, a dopiero potem skonfrontowałam go z książką. Zazwyczaj jest na odwrót - najpierw czytamy i wtedy mamy co porównać z obrazem. Nie zmienia to jedanak faktu, że jak dla mnie książka jest po prostu słaba i zastanawiam się po co ktoś chciałby ją ekranizować. Niemniej jednak cieszę się, że ktoś wpadł na ten pomysł, bo efekt filmowy jest rewelacyjny!! Wystarczyło trochę podrasować fabułę. I dzięki temu mogę się nim zachwycać do woli. A książka ląduje na półce. I krzyżyk na drogę :)
A tak przy okazji zaczęłam też czytać inną książkę tego samego autora i nie zdzierżyłam. A rzadko mi się zdarza nie doczytać książki do końca. Tu nawet nie dobrnęłam do połowy :) Może więc ten autor to nie moja bajka?