710 ciężkiej i trudnej lektury... Ciężkiej, bo bezkompromisowej, bezwzględnej, bezpardonowej opowieści o głodzie. Trudnej, bo od początku do końca wywołuje poczucie winy i brak psychicznego komfortu. Caparros analizuje głód globalnie: w Sudanie, Argentynie, Indiach... Ale globalnie znaczy tu jednocześnie, że - poza indywidualnymi historiami - prezentuje także, a może przede wszystkim, jego przyczyny z perspektywy "kosmicznej". Argentyńczyk dociera do wszystkich i wszędzie, by udowodnić, że miliard głodujących i niedożywionych ludzi na świecie, to nie tylko skutek konfliktów, wojen, klęsk żywiołowych, ani nawet braku żywności (sic!), ale funkcjonowania współczesnego świata w ogóle; systemu, w którym najważniejszy jest zysk, pieniądz, góra pieniędzy, choćby ceną była śmierć pięciu afrykańskich dzieci co minutę i istnienie miliarda "niepotrzebnych", cierpiących głód mieszkańców Ziemi. W tym porażającym reportażu o największej porażce ludzkości obrywa się równo wszystkim: czytelnikowi, który lament nad umierającą z głodu sudańską dziewczynką przegryza - dajmy na to - chipsami; bogatym krajom, które tuszują swoją bezduszność wysyłką pieniędzy do krajów ogarniętych głodem z cyniczną świadomością, że taka pomoc przynosi ogromną korzyść... im samym; a nawet wszelkim instytucjom, fundacjom charytatywnym i samemu Bono, bo wspomagając kraje "Tego Innego Świata" wysyłką żywności czy pieniędzy, tak naprawdę nie robi się nic, by z klęską głodu walczyć całościowo, by zwalczyć przyczyny i zmienić system - przeciwnie: w tym systemie uczestniczy się dalej. Żeby nie było: pisarz oskarża i siebie. Bo w zasadzie to, co wynika z książki, to twierdzenie, doskonale zresztą przez Caparrosa udowodnione, że za głód w Sudanie, Indiach, Czadzie, Etiopii, Argentynie, za śmierć głodową każdego dziecka, mężczyzny i każdej kobiety odpowiedzialni jesteśmy wszyscy: nie tylko wielkie korporacje handlowe, wredni miliarderzy, którym ciągle mało, bezlitosne rządy i banki nastawione na mnożenie dochodów, ale każdy Kowalski, który przeciw tej światowej niesprawiedliwości i wyzyskowi nie występuje, chodzi w markowych ciuchach, je w sieciówkach, wyrzuca rocznie kilogramy niezużytego jedzenia, słowem: konsumuje na potęgę, domagając się więcej, lepiej i taniej. Dziennikarz nie oczekuje od nas, że nagle przestaniemy jeść hamburgery, lepiej zaplanujemy swoje zakupy, przestaniemy nosić Adidasy czy rzucimy wszystko i polecimy na drugi koniec świata, by ratować najbiedniejszych, bo przecież to absurd. Ale jednocześnie wie, że to nasz styl życia jest współodpowiedzialny za wszystko, o czym przeczytamy na kartkach "Głodu". Jak z tego wybrnąć? Jak zlikwidować głód na świecie? "Jak, do diabła, możemy żyć, wiedząc, że dzieją się takie rzeczy?" Odpowiadam za autorem: Nie wiem. Paradoksalnie jednak - Caparros jest przekonany, że głód to akurat problem, który można rozwiązać. Niestety, musieliby chcieć tego wszyscy... "Głód" Martina Caparrosa to pozycja obowiązkowa dla każdego świadomego obywatela "Naszego Świata".
Opinia bierze udział w konkursie