SPRAWDŹ STATUS ZAMÓWIENIA
POMOC I KONTAKT
Ulubione
Kategorie

Gizelle. Moje życie z bardzo dużym psem

O Akcji

Akcja Podziel się książką skupia się zarówno na najmłodszych, jak i tych najstarszych czytelnikach. W jej ramach możesz przekazać książkę oznaczoną ikoną prezentu na rzecz partnerów akcji, którymi zostali Fundacja Dr Clown oraz Centrum Zdrowego i Aktywnego Seniora. Akcja potrwa przez cały okres Świąt Bożego Narodzenia, aż do końca lutego 2023.
Dowiedz się więcej
  • Promocja
    image-promocja

książka

Wydawnictwo HarperCollins Publishers
Oprawa miękka
Ilość stron 224

Opis produktu:

Oto Gizelle, angielski mastif, którego Lauren dostała na dziewiętnaste urodziny. Od tej chwili ona i Gizelle, która osiągnęła rozmiar i wagę cielaka, stały się nierozłączne. Mieszkały razem w akademiku, a potem w klitce na Manhattanie. To Gizelle została jej niezawodną przyjaciółką i powiernicą, która umie słuchać, nigdy nie krytykuje i pomaga przetrwać trudne chwile.
Gdy okazuje się, że Gizelle jest ciężko chora, Lauren zabiera ją w ostatnią wspólną podróż. To ma być pasmo atrakcji i przyjemności, ale Lauren dobrze wie, że spełnieniem marzeń każdego psa jest po prostu miłość człowieka.
S
Szczegóły
Dział: Książki
Wydawnictwo: HarperCollins Publishers
Oprawa: miękka
Okładka: miękka
Wymiary: 145x215
Ilość stron: 224
ISBN: 978-83-276-2936-4
Wprowadzono: 23.05.2017

RECENZJE - książki - Gizelle. Moje życie z bardzo dużym psem - Lauren Fern Watt

Zaloguj się i napisz recenzję - co tydzień do wygrania kod wart 50 zł, darmowa dostawa i punkty Klienta.

4.4/5 ( 15 ocen )
  • 5
    12
  • 4
    0
  • 3
    1
  • 2
    1
  • 1
    1

Wpisz swoje imię lub nick:
Oceń produkt:
Napisz oryginalną recenzję:

www.swiatmiedzystronami.blogspot.com

ilość recenzji:282

brak oceny 14-06-2017 16:19

Uwielbiam książki, których bohaterami są zwierzęta. Nasi przyjaciele mniejsi - jak ich nazywamy, choć nie zawsze odnosi się to do realiów - często są dla nas wsparciem i oparciem, konfesjonałem i spowiednikiem, są przyjaciółmi, którym powierzamy wszystko. Ale coś w zamian. Musimy być świadomi, że w momencie, gdy przygarniamy jakiegoś czworonoga jesteśmy za niego odpowiedzialni. Od pierwszego dnia u nas do jego śmierci.

"Kiedy człowiek zaprasza psa do swojego życia, musi być gotowy na cierpienie po jego odejściu. Dzień pożegnania jest najsmutniejszym dniem, mimo to warto mieć psa. Uczyć się od niego bezwarunkowej miłości." *

Ten cytat z książki odniosłam bym także do innych zwierząt.
Koty - choć robią to w innym stylu i może nie zawsze bezinteresownie, ale co z tego?
Konie - tak potężne, a jednak tak delikatne dla człowieka.

Każdy z nas od dziecka marzy o tym żeby mieć jakiegokolwiek zwierzaka. Tak często zaczynamy od chomików czy świnek morskich. I gdy nadchodzi ten dzień, gdy możemy wraz z rodziną albo samemu wchodząc w dorosłość zadecydować o nowym i ważnym członku rodziny dociera do nas jeden fakt. Dopiero teraz czujesz się kompletna/-y. Zaczynasz rozumieć, że pewna część serca i duszy czekała na tego konkretnego mieszkańca. Dla jednego psa, dla drugiego kota, a dla jeszcze innego węża. Każdy trafi na ten dzień i takiego przyjaciela. Poczuje to sercem, duchem i ciałem.

"Gizelle zjawiła się w moim życiu pewnego letniego dnia w Tennesee. Sześć lat temu, gdy moi rodzice byli jeszcze razem, zanim zamieszkałam w Nowym Jorku i zaczęłam biegać. I szybko stała się kimś więcej niż moja najlepszą przyjaciółką" **

Miłość od pierwszego wejrzenia, przytulenia i psiego pocałunku. Tak zaczęła się przygoda życia zarówno dla suczki mastifa angielskiego oraz dziewiętnastoletniej w tedy Lauren Watt. To, że obie na siebie trafiły było po części szczęściem, a po części odkupieniem win przez matkę dziewczyny. Ta od zawsze miała ogromne pokłady uczuć wobec każdego zwierzęcia, a jej córka zdecydowanie to po niej odziedziczyła. Jako, że były już dwa psy w domu - chihuahua Yoda oraz buldoga angielskiego Bertha to sama Lauren nie była przekonana do kupna następnego psa. Poza tym wiedziała, że choć jej tato również kochał zwierzęta to miał chyba najwięcej rozsądku. Ale matka dziewczyny się tym nie przejmowała. Jako osoba mająca problemy z alkoholem miewała okresy, gdy chciała zrekompensować jej zachowanie, a raczej jego brak. Czemu nie miał by to być szczeniak dla córki, która kocha zwierzęta? Chyba ani sama Lauren ani nikt z rodziny nie przewidywał tego jaka więź narodzi się miedzy dziewczyną, a wybraną przez nią Gizelle.

Ta historia to nie tylko opowieść o rodzącej się przyjaźni między człowiekiem, a psem. To nie tylko walka o jak najdłuższy czas jaki można spędzić u boku czworonoga wiedząc, że nie będzie on żył tyle co my. To nie tylko ukazanie co może nam dać towarzystwo zwierzęcia. To także obraz jak niepozorna dziewczyna nabiera wiary w siebie i swoje możliwości. Wspierana nie tylko przez rodzinę, ale i ... psa! Ale to też walka. Walka o matkę uzależnioną od alkoholu oraz leków, walka o relację z nią, o to by odsunąć na bok nienawiść, a próbować wskrzesić w sobie miłość do niej. Próba zrozumienia jej położenia, a w tym ponownie pomaga... pies.

I choć zakończenie jest takie jakiego nie znoszę, nie cierpię i nienawidzę to wiedziałam, że tak będzie. A mając psa świadoma jestem, że kiedyś zmagać będę się z tym samym. A mając już kota wiem, że na ten dzień przygotować się nie da. To się stanie, ale pustka pozostaje i nic oraz nikt jej nie wypełni...

* - Cytat z "Gizelle. Moje życie z bardzo dużym psem" Lauren Fern Watt, str. 183
** - Cytat z "Gizelle. Moje życie z bardzo dużym psem" :auren Fern Watt, str. 11

Więcej na:
...

Opinia bierze udział w konkursie

Czy recenzja była pomocna?

Domi czyta

ilość recenzji:83

brak oceny 8-06-2017 22:09

...

?Gizelle pojawiła się w moim życiu pewnego letniego dnia w Tennessee. Sześć lat temu, gdy moi rodzicie byli jeszcze razem, zanim zamieszkałam w Nowym Jorku i zaczęłam biegać. I szybko stała się kimś więcej niż moją najlepszą przyjaciółką.? ? fragment książki.

Bywa tak, że pies pojawia się w domu jako antidotum na rodzinne problemy; jest bezinteresownym przyjacielem, powiernikiem, często po prostu przytulanką, w którą człowiek może się wtulić, kiedy mu źle. Jest pełnoprawnym członkiem rodziny, przy czym takim, na którym można polegać zawsze i wszędzie. Tak właśnie stało się w przypadku autorki książki Lauren Fern Watt, która tytułową Gizelle ? przedstawicielkę rasy angielski mastif, największej psiej rasy na świecie ? dostała od swojej matki, próbującej zagłuszyć wyrzuty sumienia z powodu nadużywania alkoholu. Lauren, mając w sobie gen miłości do zwierząt, bezbłędnie wybrała spośród czterech szczeniąt swoją towarzyszkę kolejnych kilku lat, zakochując się w niej dosłownie od pierwszego wejrzenia i to z wzajemnością.

?Gizelle. Moje życie z bardzo dużym psem? to pisana w pamiętnikarskim stylu autentyczna relacja młodej kobiety, która przenosząc się wraz ze swoją czworonożną pupilką do Nowego Jorku musi radzić sobie z codziennością, definiowanej przez takie wyznaczniki sukcesu jak: praca, pies, mieszkanie oraz? chłopak. Gizelle z uwagi na swoje gabaryty (ponad 70 kg pies wielkości źrebaka) jest niewątpliwie przyciągającym uwagę stworzeniem, ale jednocześnie staje się kryterium doboru partnera ? Lauren decyduje się związać z jedynie takim mężczyzną, który najzwyczajniej w świecie lubi psy. A że jej wybór pana na zapatrzonego w siebie dużego chłopca, który więcej uwagi poświęca Gizelle niż swojej dziewczynie, to już zupełnie inna historia.

Kiedy u sześcioletniej suczki zostaje zdiagnozowany złośliwy nowotwór, Lauren chce podarować jej to, co dla zwierzaka jest najistotniejsze: wspólny czas, jaki im jeszcze pozostał oraz stuprocentową uwagę, połączoną z dużą ilością miłości i pieszczot. Bo chociaż każda taka ludzko-psia historia prowadzi do nieuchronnego finału, obfitującego w ból i łzy, to zanim do tego dojdzie, pies i jego człowiek mogą po raz kolejny udowodnić sobie i innym, jak mocna łączy ich więź.

Lektura tej wzruszającej, szczerej i napisanej w hołdzie ukochanym psim przyjaciołom książki sprawiła, że z rozrzewnieniem powróciłam myślami do wspaniałych chwil spędzonych z moim niepowtarzalnym Golden Retrieverem, któremu nie było dane dożyć sędziwego wieku w zdrowiu.

Polecam tę książkę każdemu miłośnikowi zwierząt, a w szczególności psów. W moim wypadku dołączy ona do pokaźnej kolekcji lektur z psimi bohaterami w rolach głównych, począwszy od kultowej książki Grogana ?Marley i ja?, a na wspomnieniach znanego pisarza Deana Koonza o jego wyjątkowej Goldence skończywszy.

...

Opinia bierze udział w konkursie

Czy recenzja była pomocna?

Półka na książki

ilość recenzji:76

brak oceny 7-06-2017 18:29

Znacie osoby, które robią kilkuminutowy postój za każdym razem, gdy zobaczą zwierzaka? Które rozpływają się z zachwytu nad zaślinioną szczenięcą mordką i odwracają się za każdym napotkanym psem...?
To właśnie ja. Jestem zdeklarowaną psiarą, a do pełni szczęścia wystarczy mi książka, kubek kawy i mój własny mikroniedźwiadek na kolanach. Niestrudzenie poszukuję historii z tymi czworonożnymi przyjaciółmi w roli głównej, a filmy, w których występują, oglądam wręcz do znudzenia. Możecie więc tylko wyobrazić sobie moją radość, kiedy to wydawnictwo Harper Collins ujawniło swoje majowe premiery, a wśród nich znalazłam "Gizelle. Moje życie z bardzo dużym psem", oparte na faktach stadium przyjaźni 19-latki i jej ogromnego niczym grizzly mastifa. Wiedziałam, że muszę ją mieć, przeczytać i znać - raz, bo kocham psy, a dwa...
W końcu nie od dziś wiadomo, że prawdziwie poruszające historie to te, które napisało samo życie.




Ponad 70. kg żywej wagi, gracja słonia w składzie porcelany i nieskończone pokłady miłości - oto Gizelle, mastif angielski i najlepsza przyjaciółka Lauren. Jej pojawienie się w życiu dziewczyny, choć nieplanowane, daje początek wspaniałej przygodzie. Lauren staje się mieszkanką Nowego Jorku, podejmuje pierwszą pracę, dorasta i zaczyna wierzyć, że może zdobyć świat - a wszystko to u boku wiernej Gizelle.
Jednak posiadanie psa ma też swoje cienie - a najmroczniejszym i najstraszniejszym z nich jest moment, w którym trzeba powiedzieć "żegnaj". Gdy paskudny wróg atakuje kości Gizelle, Lauren stwarza dla niej "bucket list", ze wszystkich sił starając się jak najlepiej spędzić czas, który im pozostał i przygotowując się na to, co nieuniknione. Na pożegnanie.
Tym razem na zawsze.






To, że historia Gizelle zachwyci każdego miłośnika psów jest sprawą dosyć oczywistą. Tym bardziej, że opowieść o niej to nie tylko setki tysięcy znaków i literek, ale także przepiękne, kolorowe fotografie z prywatnego albumu jej ludzkiej przyjaciółki.
Lauren Fern Watt nie jest pisarką i to zdecydowanie widać - co jakiś czas w oczy rzucają się powtórzenia, a konstruowane przez nią zdania (czy myśli) są czasem porażająco wręcz proste, ale wiecie co? Absolutnie mi to nie przeszkadza, bo to nie warsztat i nie bogate słownictwo są (i być powinny) siłą Watt; jej moc tkwi w szczerości, we wzbudzaniu emocji wspólnych dla każdego psiego rodzica i pokazywaniu, że stratę przyjaciela - choć bolesną i rozdzierającą serce - można przetrwać.
Jej książka to opowieść o dorastaniu i o stawianiu pierwszych samodzielnych kroków w dorosłym życiu. O wychodzeniu z bezpiecznej (i przy okazji okropnie nudnej) strefy komfortu i o podejmowaniu ryzyka. O bólu wynikającym ze straty i o wspaniałej, pięknej psio-ludzkiej przyjaźni, której nie da się podrobić ani niczym zastąpić.
I chociaż przez ostatnie pięćdziesiąt stron prawie tonęłam we własnych łzach, to uważam, że było warto. Warto przeczytać tę książkę, poznać Gizelle i jej ogromne serducho. Jak mówią liczne internetowe memy - niczego nie żałuję. Niczego :D





Książki o psach (i w ogóle o zwierzętach) to dość specyficzne opowieści. Nie muszą być napisane perfekcyjnie, prawdopodobnie nigdy nie zawalczą o Pulitzera, a ich autorzy rzadko okazują się być pisarzami z powołania, a mimo to zdobywają grono wiernych fanów i wywołują ogrom ciepłych uczuć. Podobnie jest z Gizelle. Nim zekranizują jej losy (a wiem, że już to robią ;) ), przyjrzyjcie się i jej samej, i jej historii.
Jest tego warta.

Opinia bierze udział w konkursie

Czy recenzja była pomocna?