Książka została napisana na granicy, na skraju, na świadomości, że jest to być albo nie być dla autorki. Ona sama mówi: ?felt like the last roll of the dice?. Nie jest debiutem, chociaż jest pierwszą pozycją pod którą Paula Hawkins podpisała się własnym nazwiskiem. Wcześniejsza twórczość, która poprowadziła autorkę w ciemność była wydawana pod pseudonimem. Przez dłuższy czas nic nie szło tak, jak powinno i pisarka stanęła na zakręcie finansowym, zawodowym, osobistym. Pod presją pożyczonych pieniędzy, opłacania rachunków, zmiany zawodu, utraty domu autorka usiadła i zaczęła pisać. Przez kolejnych kilka miesięcy były tylko literki, była tylko powieść, byli tylko bohaterowie ?Dziewczyny z pociągu?. Tak powstał sukces. Sukces, który przyniósł zadowolenie, spełnienie i oczywiście spokój finansowy.
Książka faktycznie jest dobra i ma w sobie to coś, co sprawia, że thriller wciąga czytelnika całkowicie i świat na pewien czas się zatrzymuje. Są spekulacje, ślepe zaułki, powroty do pierwszych teorii. Jest literkowy bieg, który nabiera tępa wraz z głodem poznania prawdy. Chce się szybciej i więcej pomimo żalu, że to oznacza pożegnanie się z historią. Jest ogromna potrzeba śledzenia akcji, wypatrywania wskazówek, zabawy w detektywa. Czytelnik zwyczajnie żąda sprawiedliwości.
Emocje natomiast odnoszą wrażenie, że są na roller coaster. Skrajne uczucia zamazują trzeźwy tok myślenia. Gdy zaczynamy lubić któregoś z bohaterów, rozumieć go, współczuć mu, wspierać go sytuacja diametralnie się zmienia i wypełnia nas podejrzliwość, antypatia, oburzenie. Patrzymy na tę samą postać już zupełnie pod innym kontem i prawie wierzymy, że to ta osoba dopuściła się zbrodni. Jednak ten stan jest chwilowy. Pojawiają się nowe fakty.
Dziewczyna z pociągu to nie tylko thriller ze zbrodnią w tle. Paula Hawkins pochyla się nad alkoholizmem, samotnością, uzależnieniem się od drugiego człowieka, maleńką wiarą w siebie. Autorka zatrzymuje się nad patologią, kłamstwem, ukrywaniem zbrodni, próbą życia ze złem, które jest w środku człowieka. Wszystko jest okryte miarowym turkotem przejeżdżających pociągów, jednostajnym stukotem, który wybija monotonię godziny, dnia, tygodnia. Zagubienie to słowo, które łączy bohaterów książki. Zagubienie, które tworzy napięcie, gdyż wszystko jest nieprzewidywalne. Niby oczywiste ale wciąż nieprzewidywalne.
Rachel nie radzi sobie z życiem, ze sobą i z alkoholem. Patrzy na świat z szeroko otwartymi oczami i szuka ramion, które by się stały jej horyzontem. Dokładniej marzy o tym, by powrócić do byłego męża. Zaczyna obserwować pewną parę, która zdaje się być idealna. Przychodzi jednak moment, gdy bohaterka odkrywa, że idealność, którą tworzymy jest bardzo krucha. Ta prawda może odebrać jej życie.
Opowieść ta nie jest tylko zagadką. To psychologiczna wędrówka.