Ana Lucy ?Dwa Światy?
Obecność Aniołów nigdy nie była mi obca - począwszy od przedszkolaka kiedy to Babcia nauczyła mnie modlitwy ?Aniele Boży, Stróżu mój...?, poprzez noszenie jego wizerunku w portfelu nastolatki otrzymanego od Mamy czy wreszcie nieco bezwiednie puszczane w przestrzeń dorosłe monologi (a może nieme rozmowy?).
Poza Tholgalem nie miałam do czynienia z literaturą fantasy. Kiedy Ana podarowała mi pachnący jeszcze drukarnią egzemplarz, czułam się w obowiązku sumiennego prześledzenia każdego zdania. Nie lada odpowiedzialność spoczęła
na moich barkach, bowiem do tej pory recenzowałam jedynie podręczniki akademickie. Mówi się ?Nie oceniaj książki po okładce?. Zdecydowanie jestem zaprzeczeniem tej teorii. Mistycyzm okładki nie pozwolił mi odłożyć jej na półkę. Zanurzona w oceanie wanny z kieliszkiem wina w ręku zaczęłam przygodę.
Już w połowie pierwszej strony odurzona uczuciem déj? vu wiedziałam, że to będzie książka, która zostanie ze mną, we mnie... Intrygująca z uwagi na relacje bohaterów
i miejsca sprawia, że chcę wracać za bramę. Krzepiąca i dająca nadzieję, że jest ktoś obok ciebie, ktoś kto cię dopinguje, ktoś kto zostawi ślady na piasku niosąc cię na rękach w chwilach zwątpienia, kiedy nie będziesz już miał siły dalej iść...
Główna bohaterka książki - Rita od początku wydaje się mieć nieprzeciętną moc, to wręcz wisi w powietrzu. Podziwiając jej siłę i wytrwałość każda z nas zapewne odnajdzie w sobie faighterkę. Każda następna strona, rozdział to zaskoczenie. Młoda kobieta uwikłana we własne problemy, apodyktyczną matkę która stara się układać każdą jej sferę życia rozpoczyna swoją przygodę od tragedii. Jednak jest to początek jej nowego życia, życia w świecie o którym wszyscy marzą. Na jej drodze staje miłość i to nie byle jaka miłość bo samego Archanioła Gabriela. To niespotykane, że po krótkim zaskoczeniu bohaterka przestaje zgłębiać przyczyny całej tej sytuacji i pozwala ponieść się chwili. W miarę rozwoju akcji można dostrzec jak pomimo całej niezwykłości spadającej na te młoda kobietę, wyrywa się ona schematom i stara być człowiekiem wiodącym normalne życie. Nie zawsze się to jej jednak udaje. Każdy mężczyzna który staje na jej drodze okazuje się nieudacznikiem, a porażki zawodowe które mogą spotkać także nas przybliżają do tej postaci jeszcze bardziej.
Szkoda tylko, że tak nagle książka kończy się, brakuje mi silniejszego akcentu ?c.d.n.?.
Po lekturze, ?Aniele Boży...? nabrało dla mnie nowej świeżości. Odważniej dyskutuję z moim Aniołem. Wiem, że jest przy mnie. Ostatnio wyraźnie objął mnie swoimi skrzydłami na środku przejścia dla pieszych na, wydawałoby się, zakorkowanej, ?zamrożonej w bezruchu? ulicy. Potem nawet o tym rozmawialiśmy...
Pozostaje mi pogratulować Autorce wyobraźni. Czekam na ciąg dalszy zwłaszcza teraz, gdy apetyt na nieziemskie życie wyostrzył się znacznie.