Znajomość z tą książką zawierałam ostrożnie. Etapami. Może ze względu na siarczysty mróz, opisywany na jej kartach. Oblężenie Leningradu, zima, kanibale. To nie są rzeczy, o jakich czyta się łatwo i przyjemnie. Lecz gdy już złapałam bakcyla, to z powieścią rozprawiłam się migiem. Jeśli chodzi o treść to mam mieszane uczucia. Z jednej strony autor wykazał się dużą dbałością o szczegóły historyczne, wierne oddanie losów wydawałoby się tak mało znanej postaci jak na przykład Aleksiej Pawłowicz Panfiłow. A jednocześnie główny bohater, major GRU nie umie sobie rozszyfrować skrótowca jakim jest przedstawiany Beria. To mało prawdopodobne, ponieważ akronimy były w Związku Radzieckim wysysane z mlekiem matki. Za to bardzo doceniłam czastuszki, wtręty rosyjskojęzyczne, dodawały powieści kolorytu. Niestety, zabrakło wnikliwej pracy redaktora. Zdarzają się błędy z gatunku ?automatyczny korektor nie poprawi?, czyli wszystkie wyrazy w zdaniu są poprawne, lecz całość sensu nie ma. Podsumowując, na pewno sięgnę po kolejny tom, ale do pełnego zachwytu peanu wygłoszonego na jej cześć, trochę tej powieści brakuje.