Pamiętam czasy gdy chodziłam do liceum. Na przerwach i okienkach w moich dłoniach zawsze znajdowała się książka. Niestety, ku rozpaczy mojej polonistki, nigdy nie była to żadna z lektur. Wybierałam raczej thillery medyczne.
Dziś, po latach, gdy czytałam "Czarną loterię", przypomniał mi się dokładnie klimat zimnych korytarzy mojej szkoły średniej(były to przyjemne wspomnienia).
Kate Chesne, uważała że jej praca anestezjologa to "99% nudy i 1% horroru". Pewnego dnia, gdy pacjentką Kate jest jedna z pielęgniarek szpitala w którym dr Chesne jest zatrudniona, ów 1% staje się faktem-kobieta umiera. Okazuje się, że Kate pomyliła wyniki badań. Czy faktycznie? Lekarka zostaje pozwana przez rodzinę zmarłej. Sprawę prowadzi David Ranson.
Ten niesamowicie przystojny adwokat, jest jednym z najbardziej bezwzględnych przedstawicieli swojego zawodu. Z powodu tragedii jaką przeżył w przeszłości, nienawidzi lekarzy i niszczy tych, którzy popełniają błędy. Niestety, bardzo trudno prowadzić mu sprawę przeciwko dr Chesne, ponieważ niemal od pierwszych chwil pojawia się między nimi niesamowita chemia. David jednak broni się przed miłością. Czy uda mu się przezwyciężyć traumę z przeszłości.
W niedługim czasie, ginie kolejna pielęgniarka. Okazuje się, że obydwa zgony, mają związek ze sprawą sprzed lat. Zabójca jest bardzo blisko i teraz czyha na życie Kate. Czy uda jej się uniknąć kłopotów?