Wampiry, wilkołaki, anioły tak, tak to już znamy...I część z nas ma już tego po dziurki w nosie. Ale zombie? Hmm...zombie brzmią ciekawie. Tak więc postanowiłam przeczytać "Ciepłe ciała", a oto i moja opinia...
"Jestem martwy, ale to nie jest takie złe. Nauczyłem się z tym żyć. Przepraszam, że nie mogę się właściwie przedstawić, ale już nie mam imienia. Mało który z nas je posiada. Moje mogło zaczynać się na "R", ale to wszystko co wiem."
Co się stało ze światem? Jaka katastrofa zmieniła część ludzi w zombie? Nikt tego nie wie, nikt nie pamięta...R jest jednym z chodzących martwych. Globalna katastrofa zabrała mu wszystko-uczucia, wspomnienia, puls, a nawet imię, globalna katastrofa zmieniła go w potwora. Wraz z innymi zombie R mieszka na lotnisku. Aby przeżyć muszą polować na Żywych. Zjadając mózgi żywych, zombie przejmują ich wspomnienia. Podczas pewnego wypadu na "obiad" R znajduje Julie. Julie jest, a raczej była dziewczyną chłopaka którego mózg zjadł R. Postanawia on zabrać dziewczynę na lotnisko i ocalić ją przed śmiercią. Ta znajomość na zawsze odmieni dalsze losy świata...
Pierwsze co rzuca się w oczy na okładce to rekomendacja pani Stephanie Meyer, której nie trzeba przedstawiać. I z przodu i z tyłu możemy przeczytać baaardzo, ale to bardzo pozytywne opnie autorów różnych książek. Ale jak dla mnie są one odrobinkę przesadzone, jednak to tylko moja indywidualna opinia...
R jest zaskakująco ludzki jak na zombie, ale jednak od początku do końca pozostał mi całkowicie obojętny. Nie sprostał moim oczekiwaniom, że tak powiem. Postać Julie natomiast przypadła mi do gustu, ale jak dla mnie za bardzo przeklinała, a ja wulgaryzmów na papierze bardzo nie lubię. Skoro o tych wulgaryzmach mowa to ogólnie w książce było ich dużo, może nawet za dużo.
Sama historia jest naprawdę intrygująca. Jest to "Fascynująca ewolucja klasycznego, współczesnego mitu". Jak to powiedział aktor Simon Pegg o tejże książce. Niby zabawna, ja tego humoru nie dostrzegłam. Poruszająca owszem, ale nie wzruszająca. Czy wciąga? Otóż to. Czy określiłabym powieść mianem wspaniałej? Jak widać po ocenie-nie. Powieść określam mianem dobrej, gdyż jest to książka o której zapomnę w bardzo krótkim czasie, a i czytać drugi raz nie mam ochoty. Jednak historia miłości zombie i żywej dziewczyny z pewnością zasługuje na pozytywną ocenę.
Były niekiedy takie momenty, że brało mnie obrzydzenie. Ataki zombie na żywych, dokładnie opisane pożywianie się ludźmi i inne okropne tego typu zdarzenia.
Książka jest bardzo ładnie wydana, każdy rozdział poprzedza rysunek przedstawiający różne części ciała człowieka. Okładka jest dość ładna. Pióro autora jest bardzo proste w odbiorze, łatwość i lekkość czytania ułatwia świetna czcionka.
Macie ochotę na post apokaliptyczną opowieść o miłośći? Macie ochotę na opowieść o zombie? Macie ochotę na lekki, łatwy i przyjemny odmóżdżacz? Śmiało sięgajcie!