,,Cień wrześniowego poranka'' to godna kontynuacja losów Jamie, którą poznaliśmy w książce ,,W pewien wrześniowy poranek''. Jamie, wdowa po strażaku, który zginął w zamachu na World Trade Center, nie tylko stara się pogodzić ze swoją wielką stratą i żyć dalej, zwłaszcza dla swojej córeczki, ale próbuje także pomagać innym, którzy nadal doświadczają bólu z powodu śmierci bliskich tego pamiętnego dla Nowego Yorku dnia. W Bogu znajduje siłę i ją stara się przekazać innym. Nie jest jednak wolna od trudnych pytań i wątpliwości. Jednym z najcięższych jest niepewność, kiedy wolno i kiedy trzeba skończyć żałobę. Kiedy należy otworzyć się na nowe wyzwania, a nie tylko dreptać w miejscu i pozostawać w kręgu zmarłych? Odpowiedzi są czasami zaskakujące. Niespodziewane są także nowe możliwości, nowe wyzwania. Nawet jeśli niektóre z nich wydają się być zupełnie nie do przyjęcia w pierwszej chwili, to mogą jednak nieść rozwiązanie problemów. Trzeba tylko otworzyć się na dary i wybrać życie. Książka piękna, wzruszająca. Przyznaję, że trochę tu dużo ciągłych wezwań do modlitwy. Momentami wydaje się, że za dużo, czasami chcielibyśmy przemilczeć niektóre takie wezwania, w końcu Ewangelia zachęca nas do zamknięcia się w swoim pokoju i modlenia się tak, by tylko Pan o tym wiedział. Mimo to jednak to naprawdę dobra książka, o bardzo ciekawej akcji i o ważnym przesłaniu, że z modlitwy płynie siła do pokonywania trudności. Zachęcam do przeczytania.